niedziela, 3 stycznia 2021

9/10 - Alien: Perfection

Z tą grą miałem na początku problem bo nie chciałem się przyzwyczaić do mechanik w niej użytych. Standard. Nie przepadam za skradankami ale tej grze należy dać prostu szansę. To był strzał w 9tkę. Czemu nie dycha? Bo nie.

Powiedzmy sobie szczerze „Izolacja” od początku działa na fanów Obcego jak magnes neodymowy na metal i na pewne jej (delikatnie) negatywne elementy można przymknąć oko. Oto trochę krytyki z mojej strony leci w kierunku:

·         AI Aliena. Depcze nam koleszka po piętach a w pewnych momentach a zdarzało się, że przed samym punktem zapisu potrafił przeczołgać mnie po podłodze mimo iż siedziałem cicho jak mysz pod miotłą w szafce. To serio frustruje.

·         Czasami brakowało mi punktu zapisu. Przechodzenie tego samego fragmentu gameplayu po raz wtóry wk%wia ale chyba nikt tego nie lubi. Perfidne, sztuczne wydłużanie gry.

·         Rzut granatem rurowym czy innym inżynieryjnym wytworem Ripley wygląda jak dobry „ragdoll” i nie leci tam gdzie byśmy tego chcieli.

Gameplay to nie tylko Alien. Są etapy gdzie go nie ma. „Alien: Isolation” to również minigierki (a jest ich sporo), legendarny już detektor ruchu(!), kalibrator hakujący terminale, przełączanie różnego rodzaju wajch, włączanie generatorów prądu, czytanie wiadomości (informacje o fabule, wyłuskiwanie kodów do drzwi czy skrytek), emocjonująca walka z ludźmi czy androidami, którzy notabene są dosyć creepy.

Oprawa audiowizualna to najwyższa półka. Granie na słuchawkach to chyba powinien być obowiązek przy gatunku „survival horror”. Dobrze, że znajdujemy z biegiem fabuły kolejne oręże typu pistolet, strzelbę, kołkownicę, miotacz ognia czy pałkę z ładunkiem elektrycznym (da się nią ogłuszyć androida i dobić go młotkiem). Mówię dobrze bo inaczej bym ocenił to dzieło gdyby zabrakło mi pukawek. Oprócz wspomnianych giwer mamy do dyspozycji różne pierdoły typu apteczki, granaty hukowe, miny EMP, koktajle mołotowa czy hałaśnik (odwracający uwagę Aliena). Wszystkie "pomagacze" konstruujemy ze schematów znalezionych na stacji. Kilka razy wychodziliśmy w przestrzeń kosmiczną w skafandrze kosmonauty, w którym słychać było wyciszone, ciężkie, zmęczone oddychanie Amandy a w tle odgłosy eteru i przeróżnych dźwięków rozpadającej się stacji Sevastopol. Kubrick by pochwalił!

Gra wygląda pięknie i paradoksalnie ma małe wymagania sprzętowe albo dobrą „alenizację“ (czyt. optymalizację). Suchar. Poziomy dopieszczone z pietyzmem i wiernym odwzorowaniem detali, jakie uświadczyliśmy w filmie Ridleya Scotta pt. „Obcy - 8. pasażer "Nostromo"”. Ekrany ładowania również bardzo filmowe. Mój ulubiony rozdział to chyba przeciążanie reaktora jądrowego, gdzie biegaliśmy od terminala do terminala a w tej zabawie towarzyszyły nam androidy.

Najlepsza gra na podstawie licencji filmowej w jaką grałem.



środa, 3 czerwca 2020

7/10 - Król jest nagi



Po tych wszystkich zachwytach oczekiwałem miazgi a dostałem dosłownie kociołek dziegciu prosto w gardło. Pierwsza część jest genialna. Dwójkę można przyrównać do „emulsji” czyli dwufazowego układu dyspersyjnego dwóch niemieszających się wzajemnie cieczy. Co z tego, że R* implementuje od lat w swoich gierkach autorski, genialny system strzelania skoro ten diamencik zostaje zaorany przez denne, nudne, mdłe dialogi, które musimy słuchać podczas jazdy na koniu. Ok mogę takie coś zdzierżyć przez 3h ale nie 13h albo więcej! Ludzie. Na szczęście twórcy pokłonili się przed takimi graczami jak ja i dali możliwość pomijania części cutscenek (spacją) w tak sprytny sposób iż „nieskipowalna” reszta dawała nam z grubsza obraz całości i w miarę wiadomo było co chodzi. Gdybym miał zablokowana możliwość pomijania „cinematiców” dałbym 3/10 – czyli trudno wytrzymać do końca. Zdaje sobie sprawę, że mnóstwo gamerów lubi narracyjne „gry filmowe” pokroju „Heavy Rain” czy „Last of Us”. Ja nienawidzę. Uważam to za totalne wypaczenie pojęcia grania ale jak komuś sprawia to radość to niech gra. Mechaniki (minigry) jakie za projektowo na potrzeby gameplaya... Jazda drezyną, budowanie drewnianego ogrodzenia, gra w pokera, spędzanie bydła do zagrody, wysysanie jadu węża z ciała kobiety, budowa domu i wiele innych przyznam iż są nieźle wkomponowane w timeline gry. Jedynie narzucona odgórnie nawałnica tych dialogów podczas poruszania się na koniu niszczy wszystko(!!) Ja już do tego stopnia miałem dość, że co kilka minut zaglądałem na Wikipedie po spisie misji ile do końca gry. Oni jadą na tych koniach, jadą i pier*&lą. Wiem, że jest możliwość przyciskiem V włączyć kamerę ale i tak trzeba odczekać swoje. Idzie zasnąć przy tym. Grafika obłędna. Mnóstwo pięknych widoczków:







Gra dłuży się sinusoidalnie i jest skrzywdzona przez etapy „dialogowo-konne”. Ja może jestem beton ale jak dla mnie za dużo gadki tu było. Odjąć tego trochę. Wtedy na pierwszy plan wyszłyby mini-mechaniki, strzelanie(!) i wystawiłbym 10/10. W grach niezbyt toleruje fabuły no chyba, że są one tłem.


środa, 11 marca 2020

Wiedźmin 3/10: Zaraza!

Już mówię dlaczego.

            W punktach.

                          Wady:

1. Natłok misji eskortowych i dziwne rozwiązanie, że NPC rusza się tylko jak my się poruszamy. WTF?!

2. Porażająca ilość pytajników na akwenie wodnym na Skellige,  Autentycznie odechciewa się wszystkie je odhaczać. Na domiar złego schemat jest ten sam. Kontrabanda znajduje się w skrzyniach przyczepionych do pływających beczek. Nurkujemy i użeramy się z utopcami albo latającymi syrenami, które nam niszczą łódkę. Zdobycze nienadzwyczajne.

3. Zbyt wiele podobnych zadań pobocznych w całej skali rozpiętości gry, które psują feeling.

4. GWINT! Po prostu nie trawię, a że nawet w wątku głównym go upchali to… poradziłem sobie z nim inaczej. Aktywowałem konsolę w grze ~ i wpisywałem kod: winGwint(100) przy każdej rozgrywce. Questy z Gwintem odfajkowane. Piękna sprawa.

5. Relatywnie długie sidequesty, za które otrzymywało się śmieszne 1 albo 2 punkty doświadczenia. Śmiech na sali. Szkoda energii.

6. Brak wyszukiwarki w Bestiariuszu. Trzeba klikać i rozwijać menu każdej podkategorii co bywało męczące w poszukiwaniu informacji jakie specyfiki są pomocne w zabiciu konkretnego potwora.

7. Praktycznie zerowe wyzwanie intelektualne.

8. Blokowanie się „Płotki” (kuń Geralta) w wielu miejscach na mapie. Ciekaw jestem ile CDPR zabulił Rockstarowi za patent przywoływania jednym przyciskiem konia w dowolnym miejscu mapy.

9. Bugi i glitche. To jest na serio smutne, że po 5 latach od premiery wyparowują mi miecze czy żarcie z inventory. Geralcik czasami nie wyjmuje miecza do walki tylko okłada oprychów pięściami.

10. W zasadzie infantylna fabuła rozwleczona do porzygu. Im dalej w las tym gorzej. Takie to wszystko wymemłane jak gówienko.

11. Za mało zróżnicowanej zawartości jak na tak długą grę (w moim przypadku 106h - nie wiem czy STEAM podlicza zapałzowaną i zminimalizowaną do paska grę bo często tak robiłem). Ile można bawić się w detektywa za pomocą wiedźmińskich zmysłów? Ile razy można siekać utopce? Itd.?

12. Przytłaczająca ilość kiepskich cutscenek.

13. Dyskusyjne sterowanie. Czasami ciężko trafić w drzwi.

14. Relatywnie znikoma różnorodność stworów jak na taką rozległą krainę.

15. Fabularna równia pochyła.

16. Muzyka jak do mycia naczyń. W jedynce i dwójce można było autentycznie wyszukać smaczki. Tutaj ich praktycznie nie ma.

17. „System szybkiej podróży”. To dopiero majster wymyślił. Ja wiem, że trzeba najpierw dojechać do najbliższego drogowskazu i kliknąć na kolejny drogowskaz znajdujący się blisko obranego celu. Pewnie dlatego, że developerzy wymusili zwiedzanie „ślicznego” świata, na którym tak mozolnie pracowali. No i to jest średnie (tak bym powiedział). Lepiej mieć wybór czy chcę sobie galopować na koniku czy klikać i szybko się przemieszczać. Rozwiązanie CDPR w kwestii szybkiej podróży w dużej mierze spi#$%oliło tym rozwiązaniem radość z gry.



Plusy. Koniecznie. Prawda?

1. Pięknie wykreowane uniwersum. Na maksymalnych detalach widoczki cieszą oczy aczkolwiek antyalliasing nie prezentuje się zbyt dobrze i kanciastość grafiki rzuca się w oczy.

2. Interesujące niektóre stwory jak np. Bożątko albo 3 wiedźmy przypominające Cenobitów z filmu ”Hellraiser”.

3. Epizod fabularny z nienarodzonym dzieckiem. Perła! Szkoda, że fabuła nie utrzymała poziomu tego fragmentu. Było dalej nie… mrocznie tylko infantylnie.

4. Ładny HUD.

5. Odfajkowywanie zakończonych questów. Lubię jak ukończone zadanie widnieją w odpowiednim polu ze statusem COMLETED.

6. W sumie system walki. Najlepszy ze wszystkich odsłon.Oczywiście nie jest bez wad ale miło macha się mieczykiem.


Tyle z plusów.


Wiesław 3 miał u mnie 10/10 przy 27 godzinach. Niestety zadania poboczne zaorały radość z gry. Kończę z RPGami. Jak to ma być jedna z lepszych gier fabularnych w gatunku to jak się prezentuje reszta kanonu?!  Trochę golizny, dorzućmy do tego przekleństwa i nastolatki mają kisiel w majtach. Taka jest brutalna prawda. Do tego dochodzi fakt iż W3 to polski produkt więc… „patriotów” nie brakuje. 3/10 bo zmuszałem się do gry.

niedziela, 23 czerwca 2019

7/10 - Brak demonicznej obecności. Blokada zdjęta.


Jakoś mam mieszane odczucia. Nie jestem zachwycony ale rewelki też nie ma. Tempo żwawe, dużo się dzieje. Flaki, krew, mózg na ścianie. Gameplay tylko poprawny czasami irytujący. Doszły finiszery, które szczerze powiedziawszy urozmaicają zabawę i zbieramy dzięki temu amunicję oraz trochę punktów zdrowia. Jest nieźle tylko jakoś wcześniej w innych FPSach grało mi się o wiele lepiej. Może to przesyt się nazywa. Zbyt dużo już ograłem pierwszoosobowych szooterów w swoim życiu, żeby zachwycić się byle czym. Ja wiem, że tutaj spotyka się "oldschool" z "NextGenem" i to ma sens jak na dzisiejsze czasy. Ja z tym nie dyskutuje. W nowych Wolfensteinach to się sprawdziło. Tutaj niby też ale na napisach końcowych westchnąłem i machnąłem ramionami. Po nowej "Zagładzie" oczekiwałem o wiele więcej niż tylko przyzwoitej gry.

Poziom trudności "Dowal mi" szybko mnie zweryfikował. Był za trudny. Z kolei "Ja chcę żyć" zbyt łatwy. Trochę ziewałem i popijałem herbatkę.

Schemat jest prosty. Wpadamy do pomieszczenia, które ulega zamknięciu i otwiera się dopiero po oczyszczeniu z demonów. Te "fightroomy" nieco irytują bo są przeważnie ciasne. Wkrada się niestety pewna doza powtarzalności. Fabułę nawet jakąś upchali i zostawili furtkę. "DOOM Eternal" awaits! 

Projekt poziomów przyzwoity ale nie jest to wybitna robota. Graficznie-ślicznie aczkolwiek kolorki zbyt ciepłe. DOOM 3 był ciemniejszy i mroczniejszy przez co zyskał wiele w moich oczach. Nie wiem co to za moda na te oczojebne, ciepłe odcienie barw w dzisiejszych czasach. No chyba, że targetem jest młodsza część graczy. 

Dobry patent w sytuacji jak poziom zdrowia zejdzie nam do wartości bliskiej zeru to towarzyszy temu subtelny, ostrzegawczy sygnał dźwiękowy. Mała rzecz a cieszy.

Stworki takie sobie. Za dużo ich tu nie ma. Jeden szarżujący "Pinky" zwrócił moją uwagę bo był ciężki do zabicia gdyż z przodu posiadał wytrzymały pancerz. Natomiast z tyłu na ogonie miał cienką skórę podatną na obrażenia.

Gry są dobre jeśli mają klimacik i miodny gameplay okraszony pewną dozą wyzwania. To wyzwanie może mieć dwa oblicza. Albo satysfakcjonujące jak np. w Batmanach od studia Rocksteady albo frustrujący jak w naszym omawianym DOOMie. Tak. Były fragmenty podnoszące ciśnienie jak niektóre etapy walk z bossami, wspomniane już ciasne "fightroomy" czy częste wpadanie w lawę (otchłań) oraz posiadanie stosunkowo mało amunicji.

Pukawki delikatnie posysają. No może wyjątkowo piła łańcuchowa i... naturalnie BFG dają kopa. Jak znalazłem największą spluwę DOOMa przypomniał mi się Quake 3 Arena. Włączyła mi się nostalgia. Odpaliwszy po raz pierwszy BFG zwyczajnie zacząłem się śmiać. Coś pięknego jak całe to tałatajstwo wróciło do piekła. Zmartwiłem się, że mój ulubiony shotgun nie miał mocy. Nieładnie.

Gameplay nieznacznie mnie zmęczył co niekorzystnie wpłynęło na moje wrażenia.

niedziela, 3 marca 2019

9/10 - Get to the choppa


Gry Rockstara mają to do siebie, że dobrze trzymają się z upływem czasu. W dniu premiery nie ukończyłem GTA IV bo zwyczajnie miałem problem z czarnym śmigłowcem pod koniec i nie była to kwestia dobrze znanego buga z niemożnością wspinania się po drabince tylko fakt iż nie udawało mi się sterować owym śmigłowcem. Gram dzisiaj i mam ten sam problem.
.
.
.
Gameplay dostarcza masę frajdy, emocji i to jest właśnie kluczowe w grach. Ekipa spod „kamiennej gwiazdy” ma pojęcie o tworzeniu immersyjnych gier i produkuje same perełki. W ich portfolio ciężko znaleźć słabe tytuły co dopiero niewypały. Dobrze znają rynek. 

Wracając do meritum. Brudne miasto jest wręcz magnetyczne i bardzo klimatyczne. Mapa nie za mała nie za duża - w sam raz. Łatwo ją spamiętać. Zatem tradycyjne przemieszczanie się samochodami po mieście nie nuży aż tak bardzo jak mogłoby się wydawać. Z drugiej strony jeżdżenie po raz 30 do misji z jednego końca miasta do drugiego może być bardzo nużące ale jak ktoś lubi jeździć to chyba nie ma problemu. Ci których to drażni zawsze mogą wezwać taksówkę i dojeżdżać do celu chwila moment. Podajemy cel kierowcy i klikamy "enter". Śmieszne jest, że nieraz nie ma na ulicy taksówki w ogóle. Nieraz stoją na światłach 3 sztuki jedna za drugą. Najbardziej denerwuje sytuacja, w której zginiemy podczas misji. Co wtedy? Musimy znów uzupełnić armor, amunicję, dojechać przez ¾ miasta do znacznika misji i wszystko od nowa. To frustruje. Zważywszy jak niechcący popełniłeś błąd typu nieumyślne zabicie kolegi.

Gra jest długa i delikatnie prosta (z drobnymi wyjątkami) aż do ostatniej misji, która rozłożyła mnie na cztery łopatki.

System dnia nocy. Ściemnia się jak zapada zmrok. Fajne to jest. Przez moment wydawało mi się, że monitor przestał prawidłowo odwzorowywać kolory bo tak było szaro.

Jak wiadomo GTA IV jest portem z konsol i chodzi paskudnie nawet na dobrych komputerach mających porządne specyfikacje sprzętowe. 

Nie lubię oskryptowanych misji gdzie należy zabić jakiś gogusiów. Nie można tego zrobić od razu oddając strzały z pistoletu tylko musimy przejechać albo przepłynąć odpowiedni odcinek po mapie. Ja wiem, że czasami śledzenie wymaga odkrycia ich kryjówki ale często było to bezcelowe podążanie bo na końcu wycieczki i tak zabijaliśmy typów. Ten zabieg zastosowano chyba aby sztucznie wydłużyć czas rozgrywki.

Patent z telefonem w grze jest świetny.

Fizyka niektórych samochodów przypomina pływanie kajakiem po zamarzniętej rzece.

Ubolewam nad zakończeniem a dokładnie etapem z czarnym śmigłowcem (nie dałem rady nim sterować i obrywałem rakietą), który doprowadził mnie do szewskiej pasji. Finalna misja jest długa, błędów prawie nie wybacza a sterowanie śmigłowcem i motorem cross zrobiono po macoszemu co przedłożyło się na porządny wkurw i obniżenie oceny co do zawartości produktu o jedno oczko na 9/10.





niedziela, 14 października 2018

8/10 - W porównaniu do marnej jedynki: niebo a ziemia


Misje są dosyć powtarzalne a gra zaczyna dosyć szybko nudzić. Nie mniej jednak to pozycja obowiązkowa dla miłośników gier akcji. Zabawy jest tutaj sporo. Rozwałka miodna tylko mówię to może się wyeksploatować po 10h. Te połączone wyspy są przeogromne co mnie trochę denerwowało bo jak miałem do misji dojechać z 20 km to trwało to k$%wa +- 15 minut. W międzyczasie postanowiłem nie jechać okrężną drogą wokół akwenu wodnego tylko przepłynąć łódką po linii prostej do celu i prawie usnąłem. Chciałem już kłaść odważnik na przycisk "W" na klawiaturze. 10 minut płynięcia z jednej wyspy na drugą! Wydawało mi się, że nie ma opcji „szybkiej podróży” a coś w hintach mi mignęło, że gdzieś tam do kogoś należy się udać i on nas przetransportuje do odpowiedniego celu ale jakoś nie mogłem tego ktosia znaleźć. Szukałem w PDA i nic takiego nie było. Na mapie tylko można ustawić GPSa i wsjo a żeby myknąć do celu migiem się nie da… STOP. Da się! Zapytałem na GRY-OnLine.pl, czy Istnieje możliwość „szybkiej podróży”. Jak się okazało istnieje. Wciskamy przycisk "4", później "E" i przylatuje śmigłowiec z gościem z Czarnego Rynku. Mamy trzy opcje: kupno sprzętu, kupno pojazdów i upragnioną „szybką podróż” zwaną „Ewakuacja”, która trwa dosłownie chwilunię w zależności jak szybki mamy dysk twardy.

Należy przymknąć oko na realizm bo „Just Cause 2” to wulkan absurdów fizycznych. Jest ich co nie miara ale to nie jest ważne. Istotna jest frajda z gry a ta trzyma poziom. Za pomocą wbudowanej w ramie linki można "fantastycznie" wspinać się po budynkach, zaczepiać się pojazdów czy nawet jak kto chce szybciej poruszać się z pozycji horyzontalnej. Cały czas także jesteśmy wyposażeni w spadochron. Zatem upadek z drapacza chmur nam niestraszny o ile otworzymy sobie w odpowiednim momencie spadochron.

Model jazdy przyzwoity czyt. grywalny i to zarówno samochodów jak jednośladów.

Wymagania jak na dzień premiery dosyć wysokie. Gra często się dąsała. Nie mniej jednak u mnie framerate rzadko spadał poniżej 30 klatek na sekundę a wszystko prawie na maksa. No może jak wchodziłem w kwiatki czy ostrzeliwał mnie jakiś tam śmigłowiec z Panamu to giereczka mi się muliła. Graficznie „Just Cause 2” prezentuje się po prostu ładnie.

No krótka ta gra nie jest ale wiało już nudą i cholerną powtarzalnością misji gdzieś tak przy 13. godzinie i 22% ukończenia całości.

17h 40 min. Tyle mi zajęło przejście fabuły i w tym momencie ukończyłem grę na poziomie 29%. Może w wolnym czasie jak mnie najdzie ochota porobię misje najemnicze. Do 100% długa droga. Daje ósemkę bo dobrze się grało tylko ciut za dużo tych podobnych, schematycznych misji pobocznych ale wkręcić się można.

8/10