piątek, 24 kwietnia 2015

10/10 - Shake it, baby!



Damn, I'm looking good.” - mówił charyzmatyczny „Atomowy Książe” w momencie pojawienia się przed lustrem.

Jak pozostawiliśmy niespauzowaną grę (trzeba było przecież wyjść do ubikacji), nasz protagonista chował broń, zaciskał pięści i rzucał tekstem: “What are you waitin' for? Christmas?”. Fajne to było.

Znakomite poczucie humoru, specyficzna barwa głosu Jon’a St. John’a i okazjonalne rzucanie tego typu wypowiedziami było wizytówką gry. Nadawało jej unikalnego sznytu i status growego kultu, na którym wychowały się miliony graczy.

W ramach ciekawostki.

Kwestia: “It's time to kick ass and chew bubble gum, and I am all out of gum.

pochodzi z filmu „They live” Johna Carpentera z 1988.

                                         "Wszystkie cytaty z gry"

Duke Nukem 3D zapoczątkował nowy etap w moim życiu. Od niego zaczęła się moja przygoda z grami komputerowymi.

W jakimś branżowym czasopiśmie przeczytałem zajawkę o Duke’u. Na moim pierwszym blaszaku (Pentium 133 Mhz, 16 MB RAM) było demo tejże gry. Cieszyłem się jak dziecko na widok cukierka. To było istne objawienie! Zapomniałem o bożym świecie tak mnie pochłonęła ta szalenie dynamiczna rozgrywka. Możliwość latania jetpackiem, ustawianie hologramu, masa sekretów, zbieranie kluczy oraz kart dostępu. Mnóstwo przerysowanych stworów (świnia-policjant, latający mózg), kapitalne poziomy czy zniszczalne środowisko (pękające szkło i lustra, kruszące się, betonowe ściany czy nawet zawalające się blokowiska). Należy zauważyć, że naczelny konkurent Quake był niezniszczalny. W strzelance nie może zabraknąć wykwintnego arsenału, a ten tutaj był nader interesujący i wykręcony. Poza standardowymi giwerami typu strzelba czy wyrzutnia rakiet pojawiły się takie dziwolągi jak zamrażacz, pomniejszacz, powiększacz, laserowe miny, zdalnie detonowane granaty,

„trójrurka”!
czy kozacki devastator. 


Do tego dochodzi jeszcze olbrzymia interakcja z otoczeniem (korzystanie z pisuarów, spuszczanie wody w toalecie, odkręcanie kranów w zlewach czy gaszenie świateł opatrzone wspomnianymi już zabawnymi komentarzami). No człowiek miał co krok banana na twarzy.

W latach 90tych gracze byli podzieleni na dwa obozy: „Quakeowcy” i „Dukeowcy”. Ja należałem zdecydowanie do tego pierwszego ale nie przeszkodziło mi to w tym aby docenić walory równie genialnego jak Quake Duke’a i cieszyć się doznaniami płynącymi z gameplayu. Obie gry miały swój odmienny klimat i stanowiły osobną wysoką jakość.

Duke Nukem 3D to jednak niepełne 3D. Gracze zapewne pamiętają obracające się w naszym kierunku zwłoki obcych leżących na ziemi. Przeciwnicy byli tzw. sprite’ami. Obiektami w 2D, których widok ustawiał się w zależności od położenia gracza na mapie.

Gra zapada w pamięć. W dniu premiery miażdżyła i robiła kolosalne wrażenie. Wymagający bossowie, klimatyczne lokacje (szczególnie ta w kosmosie), przerysowani przeciwnicy, świetne udźwiękowienie czy główny temat muzyczny ciężko zapomnieć. Po prostu nie da się. 

Grałem w wersję Atomic Edition, która zawierała czwarty jedenasto-poziomowy epizod, dwóch nowych przeciwników, jedną dodatkowa spluwę i kolejnego bossa.

Jest jeszcze wypuszczona w 2013 roku na STEAMie wersja „Megaton Edition” z poprawioną grafiką zawierająca 3 expansion packi.

Pierwszy poziom i moment znalezienia ukrytej rakietnicy będę pamiętał do końca życia.

Hail to the King baby!

 

wtorek, 21 kwietnia 2015

10/10 - Fuzja dwóch gatunków (FPS + Hack'and'slash)…



…dała fenomenalne efekty. Taka formuła zdaje egzamin w 100%.


Dostaliśmy piekielnie grywalną i niezwykle długą grę. Czas gameplayu liczony jest w dwucyfrowym wyniku, który oscyluje wokół… 80h! Misje podstawowe + wszystkie poboczne. Nie grałem jeszcze w tak długą grę. To chyba mój rekord.

Moja przygoda z Borderlandsami zaczęła się dosyć niefortunnie gdyż nie dostosowałem się do założeń gameplayowych i grałem w to jak w Call of Duty co było sromotnym błędem. Jednak wykonywanie niemal wszystkich dostępnych zadań pobocznych, używanie 4-5 rodzajów broni w zależności od używanego typu amunicji, częste odwiedzanie sklepów w Sanktuarium, cykliczne wymienianie sprzętu na mocniejszy czy zaglądanie w każdy zakamarek i dziurę na mapie gwarantuje sukces i przyjemną rozgrywkę.

Według moich obserwacji wykonałem 100% misji pobocznych.

Cały świat Borderlandsów podzielony jest na sekcje. W tych sekcjach znajduje się tylko jedna „kapliczka” (Punkt dostępowy) systemu Szybkiej podróży. Zatem trzeba się sporo nabiegać (Generalnie dużo biegania i jeżdżenia jest w tej grze.) i najeździć nim dotrzemy tam gdzie chcemy. Szkoda, że nie jest to rozwiązane tak jak w Falloucie 3, gdzie można było szybko podróżować z dowolnego miejsca na mapie jeśli tylko w pobliżu nie znajdowali się przeciwnicy i lokacja docelowa była już przez nas odwiedzona wcześniej.

Jednak przechodzenie tej samej planszy, eliminowanie tych samych przeciwników tylko dlatego, że należy wykonać pobocznego questa w miejscu, w którym miała już miejsce misja główna niezbyt mi się podoba ale da się to przełknąć. Doświadczenie leci.

Sterowanie pojazdów pozostawia trochę do życzenia. Skręcamy za pomocą myszki, a nie strzałek. Czasami to irytuje.

Pieniądze rzadko się przydają. Jedynie regularnie wydaje się kasę na amunicję i nowe tarcze. Broni się nie kupuje bo zawsze lepsze znajduje się albo dobre sztuki wypadają z przeciwników. W sklepach jest nędza. Oprócz pieniędzy zbieramy pierwiastek Eridium, za pomocą którego w mieście zwiększamy u kupca pojemność slotów na amunicję, jaką możemy przechowywać w plecaku.

Cell-shadingowa grafika w stylu komiksu z początku mnie odrzucała ale z czasem bardzo mi się spodobała i tworzy ona element charakterystyczny identyfikujący grę.

Każdy przedmiot leżący na glebie czy dowolnej skrzyni można podejrzeć. Wyświetla się wtedy takie okienko z informacją. W przypadku broni mogliby programiści dodać informację jaki typ amunicji używa dana broń. W obecnej formie należy podnieść broń i w Inventory sobie to sprawdzić. Taka pierdoła ale mogłaby być zaimplementowana.

Mimo tych drobnych wad Borderlandsy 2 są niesamowicie grywalne. Mechanika strzelania jest bardzo przyjemna. W całej grze przez nasze ręce przewiną się tony przeróżnych, interesujących giwer. Zwiedzimy mnóstwo ładnych miejscówek. Zabijemy tysiące bandytów i potworków. Wykonywanie tych questów (Jest ich naprawdę multum) uzależnia, a są one całkiem zróżnicowane i ciekawe. Cel każdego zadania widoczny jest na ekranie co mi się również bardzo podoba. Zadanie wykonane, pojawia się fajka, DONE i kolejny objective. Super sprawa. Mała rzecz, a cieszy.

Jesper Kyd napisał „fajny” kawałek, który słychać było podczas potyczek na początku gry w lodowej lokacji:


Nie można pominąć również tematu muzycznego lecącego w menu głównym:


Misja poboczna w Natural Selection Annex polegała na odpieraniu fal stworów w „fight roomie”. Ostatnia 5. fala była dosyć ciężka ale jakoś za drugim razem dałem fuksem rady. Opłacało się. Dostałem za nią rakietnicę o sile rażenia 21358. W plecaku miałem rakietnicę o sile ognia 8000. Najtrudniejsza misja w całej grze.

Misja w Fink's Slaughterhouse też była wymagająca. Przechodziłem te 5 prób chyba 1,5h ale nie, że powtarzałem poszczególne etapy tylko tyle trwało eliminowanie fal przeciwników. Na koniec dostałem jakiś słabiutki przedmiot.

Też drażni motyw, że kilka questów pobocznych nie da się wykonać bez progresu głównej misji mimo iż ten poboczny quest jest dostępny w menu do wykonania albo na mapie widnieje żółty wykrzyknik. Np. motyw z podniesionym mostem:

czy windą, która po naciśnięciu przycisku nie zjeżdża na dół (Sawtooth Cauldron). Dopiero ustawienie aktywnej głównej misji (Można w menu wybierać sobie misje, które aktualnie chcemy wykonywać.) i kontynuowanie jej doprowadziło mnie do tejże windy, która dopiero teraz zjechała na dół po naciśnięciu przycisku. Taka drobna wada.

Pojawił się jakby glitch w jednej misji pobocznej, że znacznik pokazywał cel neutralny (nie wyżej, nie niżej tylko na poziomie 0) i nie wyświetlał strzałki. Nie wiadomo było gdzie iść:


Trafiały się misja poboczne, w których szukało się przedmiotów. Po przeszukaniu wszystkich dostępnych miejsc na mapie nie dało się znaleźć każdego przedmiotu, który wypadał ze stworów. Wszystkie potwory zabite, a nadal nie ma pożądanego, brakującego do kompletu przedmiotu, który powinien być w tej strefie do znalezienia. Oczywiście restart gry, od nowa eksterminacja przeciwników i zguba znaleziona.

Trochę nie rozumiem logiki tej gry. Leveluje, zdobywam nowe, lepsze przedmioty, a cały czas potrafią mnie zabić 2-3 strzałami. Czasami przyjmę na pysk takie obrażenie, że tarcza i zdrowie niemal z automatu spada do zera. Trochę to dziwne jest. Trzeba się nie śpieszyć i ostro pilnować aby za często nie ginąć.

Świetny, klimatyczny ostatni bossfight.

10/10 bo miałem mnóstwo radości z gry, a długi czas rozgrywki, który notabene się nie dłużył, nakręcał do dalszego działania. Przyjemna mechanika gry, unikalny, komiksowy styl i fura misji. Czy to może się nie udać?

Seria Borderlands budzi skrajne emocje. Jedni kochają drudzy nienawidzą. Uważam, że każdy gracz powinien spróbować i dać jej szansę.