wtorek, 14 kwietnia 2015

10/10! - Gra życia (Gimby nie znają)



Wraz pierwszym komputerem Pentium 133 Mhz, 16 MB RAM (166 Mhz tryb Turbo) zawitał u mnie Quake w wersji shareware. Zapomniałem o bożym świecie. Całkowicie pochłonęła mnie ta gra. Tak się składa, że ta wersja zawierała cały I Akt czyli dość spory wycinek z gry. Później od kumpla załatwiłem sobie na kilkunastu dyskietkach „pełniaka”. To co się wyprawiało w tej grze przechodzi ludzkie pojęcie. Grałem wtedy jeszcze bez WSADu i jakoś dawałem rady (nawet czasami ja sterowałem strzałkami, a brat strzelał wciskając "ctrl"). To były czasy.

Mnóstwo radości z zabijania tych genialnie wykreowanych stworów (animacja i ich odgłosy! Piękna sprawa), sekrety, w tym kilka ukrytych leveli (kapitalny poziom „Ziggurat Vertigo” z niską grawitacją), pikseloza, która do dziś cieszy oko (Gra w OpenGL'u wyglądała obłędnie), kapitalne udźwiękowienie, niesamowity klimat czerpiący garściami z satanizmu i świata Cthulhu.

Quake był potwornie grywalny. Miał świetnie zaprojektowane poziomy, 4 potężne akty + final level z tym niby ukwiałem.

Shub-Niggurath

Każdy stwór i level miał swoją nazwę. Jak nas zabito w konsoli można było sprawdzić jak się nazywał gagatek, który nas wykończył. Przeciwnicy byli pomysłowo wykonani, każdy z nich cechował się unikalnym charakterem. Moja ulubiona jednostka to Enforcer.


Był tak zajebisty, że raz wpisałem kod na nieśmiertelność (GODMODE) i patrzyłem się jak strzela do mnie z lasera.



Gameplay posiada wręcz magiczny urok i nie starzeje się. Gra w dniu premiery niszczyła system. Zadziwiające, że Quake się w ogóle się nie nudził mimo podobnych założeń rozgrywki. W sumie w czasem pojawiały się nowe potwory, design leveli się zmieniał i dochodziły nowe spluwy, zbierało się klucze i runy. Szukanie sekretów też urozmaicało gameplay. Czerwona zbroja, pentagram i Quad Damage. Arcydzieło z przeogromnymi pokładami grywalności.

Warto też wspomnieć o warstwie artystycznej całej gry, która również stoi jak cała reszta na bardzo wysokim poziomie. Fioletowe, ruchome niebo po dziś dzień mnie zadziwia.

Fenomen Quake’a elektryzuje rzesze fanów po dziś dzień, a jego popularność utrzymywała się bardzo długo w porównaniu do innych gier dzięki temu, że można było samemu tworzyć własne singlowe poziomy w łatwych w obsłudze edytorach typu QuArK (Quake Army Knife).

Trent Reznor też się postarał.

Jak wspominam tą grę to łezka mi się w oku kręci.

Gdzieś w Internecie mignęła mi informacja, że o ile ID Software miałoby robić kolejnego Quake'a to wrócili by właśnie do klimatu i założeń pierwszej części. Liczę na to. Nie wyobrażam sobie lepszego posunięcia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz