wtorek, 26 maja 2015

9/10 - Ken Block, Monster Energy, crest, medium right on the tarmac





Z moich obserwacji wynika, że to najlepszy DiRT.


Bardzo wciągająca i emocjonująca rozgrywka co zawdzięczamy przede wszystkim świetnemu modelowi jazdy i dobrze znanym flashbackom (cofanie czasu o kilka sekund) (F1). No po prostu miód.


Ładna grafika.





Fajne menu zbudowane z trójkątów i rombów.



Fenomenalne efekty pogodowe. Zniszczalne obiekty przy drodze typu barierki, krzewy.


Niskie wymagania sprzętowe, gra płynnie chodzi nawet sporo powyżej 100 FPSów (bardzo rzadko zdarzają się microfreezy)


Można uploadować filmy z przejechanej trasy na YouTube’a ale nie korzystałem z tego.


Grałem na najniższym poziomie trudności czyli na Casualu. Czysty relaks, zero frustracji. To ma być przyjemność i zabawa, a nie bicie rekordów Guinnessa. Nawiasem mówiąc na Casualu jest dla mnie w sam raz, są emocje trzeba się trochę postarać. Intermediate robi się za trudny. “Expert” - bez komentarza. Generalnie drobny błąd i łatwo stracić pierwsze miejsce.


Nie dość, że wybieramy sobie poziom trudności przed przystąpieniem do wyścigów to jeszcze przed każdym rajdem możemy ustawić dodatkowy poziom trudności (od 1 do 6) i włączyć/wyłączyć wspomagacze. Z włączonymi wszystkimi asystami robi się niemal samograj. Nasza rola zostaje sprowadzona do samego skręcania. Zatem granie w takiej konfiguracji jest kuriozalne i totalnie bezsensowne.

U mnie to wyglądało tak jak na obrazku poniżej.




“Uszkodzenia” tylko wizualne. Nie chciałem aby znosiło mi samochód. Włączyłem ABS, „Kontrolę stabilności” i linię widoczną na drodze, zmieniającą kolor na zakrętach w zależności od prędkości, z jaką wchodzimy w zakręt. Genialne rozwiązanie. Przydaje się to. „Automatyczne sterowanie” - OFF. Bądźmy poważni. Dwie ostatnie opcje również wyłączone bo auto samoczynnie wchodzi w zakręty i samo zwalnia przed zakrętami. No musimy sami coś robić w tej grze przecież.


Jeśli włączymy widok za samochodem widać jak kierowca w środku pojazdu zmienia biegi czy skręca kierownicą. Z widoku z wnętrza pojazdu też widać jak kierowca rusza kierownicą, prędkościomierz i obrotomierz działa w czasie rzeczywistym.


Wybieramy imię i nazwisko oraz narodowość. Grałem oczywiście jako Polak!




Brud, śnieg osadza się na samochodach. Odpadają zderzaki, robią się wgniecenia w karoserii. Jeśli w coś delikatnie uderzymy nasz pilot komentuje to: „This is just a scratch”. Rozbawiło mnie to. Codemasters zadbało nawet o takie szczegóły jak spowolnienie pojazdu, który wjechał w kałużę, użycie innego odgłosu towarzyszącego przejazdowi przez tunel, odbicia na karoserii czy animacja spadającego śniegu z gałęzi drzew znajdujących się na poboczu. Czuć drobną różnicę w fizyce prowadzenia poszczególnych pojazdów.


W tej części kibice wybiegają na drogę, robią nam zdjęcia (błyskają z trybun „fleshe” aparatów), klaszczą w ręce i gwiżdżą.


Sporo trybów rozgrywki. Rally (zwykły wyścig na czas), Rallycross (podobny do poprzedniego tylko zmieniają się nawierzchnie), Trailblazer (to co rally tylko bardziej otwarte trasy), Landrush (mocniejsza i brudniejsza wersja rallycross) oraz Head 2 Head (takie duel między dwoma rajdowcami poruszającymi się na tej samej trasie tyle że w przeciwnym kierunku). No i nie można zapomnieć o nowości w serii czyli trybie Gymkhana. Czynności jakie można w nim wykonywać to odpowiednio „Strącanie klocków”, „Donuty” (palenie gumy wokół obiektów), „Drifty”, „Skoki” (nie mylić z kasami!), „Kręcenie bączków w strefie” czy Speedrun (jazda na czas przez bramki checkpointy, którą bardzo lubię). Zawsze jakieś urozmaicenie chociaż wielu graczy wiesza psy na Gymkhanie. 


Między zwykłe eventy poutykane są jeszcze „Wyzwania”. Jak sama nazwa wskazuje są dosyć wymagające. Aby zdobyć najwyższy medal trzeba się napocić. Niestety nigdy takowego nie uzyskałem. Zadowalałem się srebrnym, brązowym albo statusem ukończony bez medalu. To samo „Gymkhana Attack” czyli wykonywanie po kolei tricków. Trudne to jest. Najgorsza część całej gry.


Fury mamy do wyboru z różnych przedziałów czasowych: lata ’60, ’70, ’80, nowoczesne, klasyki, grupa B, RX, S2000, trucki oraz buggies.


Były bugi. W Toyocie Celicia wyparowały klosze od świateł.





Kilka razy zdarzyło mi się, że po uderzeniu w coś samochód zaczął permanentnie skręcać z jedną stronę. Oczywiście restart gry i wszystko wróciło do normy.


Codemasters poszło trochę na łatwiznę w kwestii tras, które bardzo często powtarzają się tyle, że w innych warunkach pogodowych, podczas nocy albo zaliczamy daną trasę jadąc od końca. Jest to praktyka dobrze znana dla serii DiRT. W drugiej części było identycznie. 


Wersja „Complete Edition” DIRTa 3 zawiera całkiem pokaźną dodatkową zawartość (dużo nowych eventów, misje parkingowe*)


 Widać nową pozycję za eventem Final


ale większość rajdów odbywa się na tych samych trasach więc panowie z Codemasters nie poszaleli. Dobijająca jest ta powtarzalność ale co się dziwić skoro na przejechanych prawie 300 wyścigów przypada TYLKO 11 tras:

- Finland

- Kenya

- Michigan

- Norway

- Monaco

- Smelter

- LA Coliseum

- Aspen

- Shibuya - dostępne tylko w Complete Edition

- Monte Carlo - dostępne tylko w Complete Edition

- Battersea


Pytania? Dla niektórych ta monotonia może być barierą nie do pokonania. Jak grałem dawniej w DiRTa 3 jakoś ta powtarzalność mi nie przeszkadzała bo zachłysnąłem się genialnym modelem prowadzenia. Teraz w wersji „Complete Edition” doszły eventy eksploatujące te same trasy do wyrzygania więc znużenie delikatne się wkradło. Zważywszy jak mamy przejechać pod rząd 6 razy tą samą trasę.


*Misje na parkingu, polegają na wykonywaniu odpowiednich czynności z trybu gumkhana typu drift, strącanie pudełek, bączki w strefie czy drift wokół obiektu zwany donutem. W menu widać postęp wykonywanych zadań. Pozycje zaliczone zmieniają kolor z szarego na zielony i na ekranie głównym pojawia się stosowny monit. Lubię takie rzeczy, że widzę progres, który jest zapisywany.


Wszystko ładnie. Zrobiłem 99% rzeczy na pierwszym z trzech parkingów i został mi tylko obrót o 180 stopni podczas skoku, którego nie dałem rady wykonać mimo usilnych prób. Męczyłem się z tym, palce mnie rozbolały i w końcu odpuściłem ten bonusowy event. Nie mogłem też zdobyć żadnego medalu w trybie gymkhana, który polegał na zaliczaniu po kolei danych trików i drifty średnio mi wychodziły.


Z wad bym wymienił:

  •  Wspomniana już powtarzalność tras
  •  Dużo ekranów wczytywania
  •  Dosyć długie ładowanie
  •  Ustalenie reputacji gracza tylko na poziomie 30 mimo iż nadal przyznawane są punkty reputacji REP

Tyle.


Według licznika odbyłem 295 rajdów. Długa jest to gra.


Soundtrack całkiem udany. Poniżej moje ulubione kawałki z DiRTa 3.










Niezwykle grywalna gra. Uwielbiam tą część i czekam na kolejną ścigałkę ze stajni Codemasters czyli DiRT Rally.
 

czwartek, 14 maja 2015

9/10 - LOW AMMO, NO AMMO… FULL INVENTORY czyli amunicja na wagę złota



Ta gra jest świetnie wyważona na najłatwiejszym poziomie trudności. Z zabitych przeciwników wypada broń z 3 nabojami… Co to ma być?! Kiepski żart? Najbardziej irytują te mobilne turrety. Granatów zero, amunicji nie starczy na ich zniszczenie. Jedynie co zostaje to je omijać.

Dobrze, że twórcy zaimplementowali egzekucję przy zwarciu co oszczędza i tak trudno dostępną amunicję. Gameplay jest miodny i w sumie dobrze, że wymusza elementy składankowe które znakomicie urozmaicają rozgrywkę.

Ulepszamy naszą postać w drzewku umiejętności. Można zupgrade’ować takie rzeczy jak oczy, perswazja, hackowanie czy walka wręcz.


Plusy:
+ Egzekucja przy zwarciu
+ W sumie balans na granicy wyczerpania amunicji (trzeba szanować każdy strzał. strzelać rzecz jasna najlepiej w głowę. wtedy po jednym strzale z rewolweru delikwent pada)
+ Możliwość wykonania headshotów
+ Mechanika strzelania
+ Sterowanie
+ Klawiszologia
+ System osłon + wychylanie się
+ Paradoksalnie łatwość zginięcia gdy odstawiamy akcje typu rambo co wymusza zwiększoną ostrożność i podnosi emocje
+ QuickSave & QuickLoad
+ Hakowanie
+ AI
+ HUD
+ Fabuła – „nawet nawet” (wielki plus za wzmiankę o Grupie Bilderberg i Illuminati)
+ Niskie wymagania sprzętowe i płynne działanie w stałych 60 klatkach
+ Główny temat muzyczny:


+ Czas rozgrywki (gra jest na serio bardzo długa)
+ Grafika
+ Design poziomów (ładne i dosyć zróżnicowane)
+ Brak nudy
+ Odrobinę wymagający i jednocześnie satysfakcjonujący najniższy poziom trudności
+ Żółto-złotawy motyw graficzny
+ Marker celu misji widoczny na ekranie
+ Szybkie wczytywanie
+ Możliwość zmiany poziomu trudności w każdym momencie gry (bardzo dobre rozwiązanie. coraz częściej się z tym spotykam w grach.)
+ Menu (jest ładne i czytelne)
+ Możliwość spauzowania gry również podczas przerywników filmowych

Wady:
Mało charakterystyczne NPCe
- Jensen ma głos jak Clint Eastwood
- Mobilne turrety, które non stop za nami podążają
- Mało wyraziści, prostaccy bossowie i w sumie banalni na najniższym poziomie trudności (do zabicia nieraz w +/- 2 minuty.)
- Czasami jakby nie działał QuickSave bo przy wciskaniu F5 nie pojawiała się ikonka zapisu
- Mało widoczne powiadomienie, że są dostępne punkty doświadczenia, które zużywa się na upgrade’y

Wcześniej obrzuciłem błotem tego Deus Exa ale nie wiem jakim cudem to się stało. Zrobiłem drugie podejście do wersji Director’s Cut (podstawka z zintegrowanym DLC „The Missing Link”) i gra okazała się po prostu wspaniała. Im dalej w las tym więcej drzew. Świetna gra! Ominąć ten tytuł to istny grzech.