sobota, 19 marca 2016

7/10 - Relocation Successful



Z tą grą jest pewien problem bo można ją sobie na dzień dobry unieprzyjemnić. Jak? Wystarczy nie zapoznać się z ustawieniami a dokładnie z opcjami odnośnie „Kamery pocisku” czyli potocznie nazywanego „Kill Camu”. Gra domyślnie ustawia go na NORMAL co z biegiem czasu jest męczące gdyż animacje trafiania pocisku w ciało przeciwnika trwają długo i przy taśmowym zabijaniu męczą i powodują, że gameplay robi się nużący. Po ustawieniu na QUICK gra zyskuje zupełnie nowe, pozytywne oblicze i ślamazarna rozgrywka staje się bardzo dynamiczna. Byłem w szoku jak dobrze się grało. Zauważyłem tą opcję dopiero po zakończeniu głównej kampanii. Tyle dobrze, że z szybkim „Kill Camem” rozegrałem sobie 3 bonusowe misje DLC.

Zdenerwowałem się w misji ”Halfaya Pass”. Zniszczyłem pierwszą (z trzech) artylerii granatem. Dwie pozostałe były usytuowane w takim miejscu, że nie dało się do nich dojść pieszo ale na to wpadłem szybko. Pomyślałem sobie, że zniszczę je Panzerschreckiem bo akurat zabiłem żołnierza, który go używał. Wystrzeliłem. Pocisk nie doleciał. No ammo. Zatem zacząłem szukać amunicji do tego Panzerschrecka. Najpierw w pobliżu miejsca gdzie zabiłem żołnierza, który go używał. Skoro strzelał z tej wieżyczki zatem musi tu być gdzieś skrzynia z amunicją, z której czerpał zapasy. Ha. Nic takiego się tutaj nie znajdowało. Zatem zacząłem szukać po całej mapie amunicji do Panzerschrecka i to był błąd bo nigdzie takowej nie było. (załadować amunicję da się tylko w jeden sposób. podnosimy z gleby kolejny egzemplarz rakietowego granatnika przeciwpancernego) Jak się okazuje (bo już musiałem zerknąć na walkthrough) trzeba było strzelić w beczki wybuchowe obok artylerii!! Bezsens, że nie dało się tego zrobić moim sposobem. Za to wielki minus. Druga krzywa kwestia to zapasy amunicji, granatów i min. Pod koniec tejże misji musiałem zniszczyć czołg i wykorzystałem do tego dwie miny. Pierwsza uszkodziła gąsienice i czołg został unieruchomiony. Druga, którą ledwo znalazłem na końcu mapy, dokończyła dzieła zniszczenia. No wypas szukać akurat tej skrzyni z amunicją, w której będzie to co potrzebujemy w danej chwili. Bezsens, który drastycznie obniża pozytywne wrażenia z gry gdyż tradycyjne strzelanie jest bardzo poprawne zarówno ze snajperki jak i reszty broni typu Thompson.
Mechanika jest w porządku. QuickSave oraz QuickLoad bardzo pomaga. Gdyby go nie było i gralibyśmy na samych checkpointach to świadomość powtarzania pewnego odcinka gry powtórnie paraliżowała by mnie co przedkładało by się na gorsze wrażenia z gry. Na poziomie „Cadet” strzela się jak do kaczek i niemal pruje przed siebie jak w Call of Duty. Muszę to przejść na wyższym poziomie trudności ale obawiam się, że mogę się frustrować bo nie przepadam za skradaniem i czajeniem się. Podczas snajpienia możemy wstrzymywać oddech przez co zwiększamy celność. Nic nowego w temacie. Gra jest dobra ale trochę zbyt monotonna, krótka i zabugowana. Miałem wersję 1.08 gry i pojawiały się różne kwiatki jak np. crashe do pulpitu.

Ciekawa ostatnia misja z tym ogromnym nazistowskim czołgiem fachowo zwanym „Landkreuzer P. 1000 Ratte”.



Klimat Afryki jakiś taki średni. Ten w V2 drugowojenny w purystycznym wydaniu bardziej do mnie przemawia.

Fajne menu wyboru broni i reszty dupereli typu apteczki, miny czy granaty.

Bardzo poprawna gra. Chciałbym aby seria „Sniper Elite” doczekała się odsłony, która wyeliminuje wszystkie wady poprzedniczek (monotonia, średnie mapy, irytujące niszczenie pojazdów opancerzonych** i krótki czas rozgrywki) i doda coś nowego od siebie co sprawi, że wystawienie oceny 9/10 będzie czystą formalnością. Jest nadzieja w „Sniper Elite 4”.

** w V2 świetnie to rozwiązali, że aby zniszczyć jakikolwiek pojazd opancerzony typu czołg wystarczyło strzelić w korek od wlewu paliwa, który subtelnie migał na czerwono.

Mocne 7/10

1/10 - Alien Crap




Dałem sobie spokój z tą grą na tym etapie:


czyli pod sam koniec w pojedynku z „Vorus God Mechem”. Skoro za 15 razem mi nie wyszło więc odpuściłem bo to nie ma sensu. Walczymy w małym „fight roomie”, łażą jakieś mini mechy pajączki i co i rusz spawnują się standardowi przeciwnicy. Nie muszę mówić że Boss również do nas strzela. Dla mnie jest to nie do przejścia. Mam dosyć tej frustrującej męczarni.

Końcówkę obejrzałem a raczej przeklatkowałem na YouTube’ie bo w sumie nie było co oglądać.

Alien Rage to byłaby znośna gra gdyby tylko urozmaicono gameplay i dogłębnie przemyślano kwestię poziomu trudności. Jaki to problem dołożyć NORMAL albo EASY?! Wszystko odbywa się na monotonnych, nudnych, kiepsko wykonanych i kure*sko jednakowych poziomach. Przeciwnicy są równie nudni i jest ich mało. Bossowie także podobni i schematyczni. Strzelanie czyli trzon gry dyskusyjne. Pukawki dają radę tylko co z tego jak poziom trudności jest zawyżony (nawet na najniższym) i bardzo łatwo zginąć więc bieganie i chowanie się za przeszkody to absolutny mus aby przeżyć. Nawet nieźle się strzela w zwarciu bronią będącą gorszą podróbą Flak Cannona z Unreal Tournamneta. Gorszą bo przeładowanie trwa zbyt długo co przedkłada się na gorsze wrażenia z gry. Z większej odległości ta giwera już jest bezużyteczna. Reszta broni ok z tym, że irytujące jest przegrzewanie się lufy od ciągłego strzelania. Snajperką też można się pobawić bo jeden strzał i death. Bronie niby spoko ale amunicji non stop mało. Jak leży jakaś skrzyneczka na glebie okazuje się, że to amunicja akurat nie do modelu broni jaką aktualnie posiadamy w ekwipunku. Nie ma sensu podnosić Miniguna czy Rakietnicy bo to długo trwa a w tym momencie możemy zginać. Tasowanie bronią też nie jest wskazane bo tu liczą się ułamki sekund. Grałem na najłatwiejszym poziomie trudności czyli Challenging. Dużo razy razy rzucałem mięsem. Nie jestem zwolennikiem takich wyśrubowanych gier, w których tak szybko trzeba machać myszką, że ledwo widać co się dzieje na ekranie. Quake III Arena był dynamiczny ale w takim stopniu, że gracz miał satysfakcję z gameplayu gdyż nabyte fpsowe umiejętności zapewniały zwycięstwo (czyli jak to określa młodzież „skill”). W Alien Rage’u nie decyduje „skill” tylko przypadek i machanie myszką jak cepem. Generalnie gra jest nierówna. Są momenty delikatnie ciekawe, które niestety toną w gąszczu tych irytujących. Idziemy korytarzem, uruchamiamy wyzwalacze, spawnują się w momencie przeciwnicy i uciekamy w tył mapy aby nie przyjąć takiego obrażenia w pysk, które spowoduje, że błyskawicznie umrzemy. Lecimy w tył i dogodnym miejscu czekamy jak przybiegną do nas przeciwnicy. Wtedy strzelamy jak do kaczek one by one.

Zawyżony poziom trudności, mało przeciwników, ogromna monotonia w poziomach, bossach no i bugi które powodowały, że trzeba było wczytywać od nowa checkpoint czynią z Alien Rage'a zwykły bubel pisany na szybko, którego miejsce jest na kurzącej się półce w kiosku. Graficznie brzydko, optymalizacja leży.

1/10 bo emocje jakie mi tutaj towarzyszyły nie należą do przyjemnych a gra ma być przyjemnością.


niedziela, 6 marca 2016

3/10 - gain 10 positions, gain 8 positions, gain 7 positions…




FPSy i samochodówki mają wspólny mianownik. Oba te gatunki da się błyskawicznie rozgryźć gdzieś tak w 70% po dosłownie 10 minutach styczności. Dlaczego? Bo jak zaczniemy eliminować przeciwników pierwszą lepszą giwerą to od razu czarno na białym widzimy jaka jest mechanika strzelania żargonowo określana przez graczy jako „feeling broni”. Jeśli ten element jest zepsuty to nic już nie uratuje tej gry bo to tak jakby „snajpić” w prawdziwym świecie z maską spawacza na głowie albo jeździć Porsche na kwadratowych kołach. Chyba jasno się wyrażam? Z samochodówkami jest analogicznie. Wsiadasz w furę, przejedziesz w świecie gry kilka kilometrów i od razu wiesz jaki jest model jazdy. Reszta jak trasy czy balans poziomu trudności to otoczka, która nie istnieje bez prawidłowej fizyki prowadzenia pojazdu.

Jak jest z „The Runem”? 

Model jazdy gablot umożliwia tylko poprawną zabawę (nie mylić z frajdą) ale nie jest to satysfakcjonujące doznanie. Samochody prowadzą się bardzo ociężale. Nie czuć mocy. W zakręty wchodzi się przyzwoicie. Jest grywalnie ale nie ma efektu wow. Szkoda tylko, że po 40 minutach miałem dosyć tego NFSa i ukończyłem go z przymusu. Stąd taka niska ocena.

Sam pomysł na grę dosyć ciekawy. Jedziemy po wygraną za duże pieniądze z zachodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych z San Francisco na wschodnie do Nowego Yorku uciekając mafiozom i przy okazji spotykamy po drodze ładne krajobrazy.


Niektóre trasy cieszą oko. Inne z kolei przynudzają i są produktem perfidnego recyklingu (etap pościgu na wysypisku śmieci z początku gry i gdzieś tak z końca. deweloperzy umieścili ten sam odcinek tylko „jechany” z drugiej mańki).


Ostatni etap finalnego wyścigu między kontenerami w porcie wodnym był iście idiotyczny. Drobna zła korekcja kierunku jazdy i WRECKED na brzegu kontenera. Ledwo to zaliczyłem. Został mi tylko jeden wolny RESET z 10 dostępnych na rajd.

Trybów rozgrywki jest chyba tylko 3. Tyle naliczyłem. Podstawowy „mode” to przeganianie danej puli kierowców (gain 10 positions, gain 8 positions, gain 7 positions) tak aby być przed nimi pierwszym na mecie. Standard. Jest też wariacja tego trybu a mianowicie wyprzedzenie danego oponenta i utrzymanie przez około +- 30 sekund prowadzenia. Po upływie stosownego czasu delikwent odpada, gonimy kolejnego i powtórka z rozrywki. Na deser dochodzi zwykłe „speedowanie” między checkpointami aby wyrobić się w czasie. Na serio to chyba tylko tyle. W trakcie naszej ukochanej jazdy przez Amerykę Północną dochodzą wstawki QTE notabene dosyć średnie. Miał to być chyba powiew świeżości (pewnie według EA) ale na dobrą sprawę nic to nie wniosło do tematu. 

Samochodów jest bardzo mało(!) Na niektórych trasach pojawiają się stacje benzynowe, na których nie tankujemy tylko zmieniamy gabloty. Byłoby to dobre gdyby wraz z postępami w grze pojawiały się jakieś ciekawsze samochody a tak kilka razy zajeżdżałem i był ten sam marny zestaw co wcześniej. Nie dokonałem zmiany a straciłem tylko cenne sekundy po wyjeździe ze stacji.

Jak wchodzą do akcji sekwencje QTE (ucieczka policji czy mafii) to tracimy obecny samochód wskutek wypadku czy policyjnego ostrzału i zyskujemy nowy. Mamy oczywiście do wyboru jeden z trzech stojących gdzieś na parkingu. Namiary na odpowiednie wozy podaje nam w czasie gry miła pani.

Podczas wyścigów okazjonalnie pojawiają się urozmaicenia w stylu spadających głazów na jezdnie, lawin, zawalających się konstrukcji metalowych czy betonowych typu pomosty, rusztowania. Gonią nas czarne SUVy mafii czy śmigłowce policji i dokonują strzału a my musimy unikać ich ognia. Akurat to było irytujące.
 
Denerwujące były też momenty, w których łatwo uzyskiwałem status WRECKED. Wrednie skonstruowane fragmenty tras (wypadanie zakrętów w miejsca gdzie kleszczył się samochód i trzeba było dawać na wsteczny przez co traciło się cenne sekundy), zajeżdżająca drogę i uderzająca w nas jak w piłeczkę tenisową policja to bolączka tej odsłony „Need for Speeda”. Dobrze, że na poziomie EASY było 10 resetów, które się przydały bo jadę sobie aż tu nagle z boku torpeduje mnie policyjny SUV i wystrzał poza jezdnię. Żenada.

Z baboli technicznych (oprócz wszechobecnych skryptów) wyłapałem śmieszną sytuację. Ścigam się z gościem (jeden na jeden) na wysypisku śmieci. Sporo zakrętów. Ciężko mi idzie aż nagle wypadłem z zakrętu i zatrzymałem się na jakiejś stercie desek. Tuż przed samą metą. Rzuciłem mięsem (bo to któryś raz z kolei w tym samym miejscu) i pewnie musiałbym znów powtarzać pewien etap do tego miejsca aż tu patrzę a typ zatrzymał się przed samą metą i stoi. No to dałem gazu, wyprzedziłem go i wjechałem na podium. Chyba zawiesił się skrypt.

„The Run” nie wygląda ani źle ani dobrze. Prezentuje się zupełnie normalnie jak na panujące w 2011 roku standardy. Na ustawieniach graficznych wysokich, średnich oraz niskich nie widziałem żadnej różnicy oprócz zmiany wyświetlanych klatek na sekundę. LOW i ULTRA to jedna modła. 

„Total Run Time” = 2,5h

Tak. Napiszę to, żeby nie było niejasności. Przejście gry na najłatwiejszym poziomie trudności zajęło mi prawie 2,5h. Bardziej wprawieni gracze ogarną się jeszcze szybciej. Wynik ten jest karygodny ale ja się z tym nie kłócę skoro po 40 minutach zmuszałem się do gry. Więc dla mnie ta przygoda, mimo iż tak drastycznie krótka, dłużyła się.

Podsumowując ta część „nida” szybko się nudzi i nie daje zupełnie frajdy. Zero tu emocji sporo nerwów. Skrypt goni skrypt. Jedna z gorszych odsłon zaraz po Pro Streecie.

Niesamowite.