niedziela, 14 października 2018

8/10 - W porównaniu do marnej jedynki: niebo a ziemia


Misje są dosyć powtarzalne a gra zaczyna dosyć szybko nudzić. Nie mniej jednak to pozycja obowiązkowa dla miłośników gier akcji. Zabawy jest tutaj sporo. Rozwałka miodna tylko mówię to może się wyeksploatować po 10h. Te połączone wyspy są przeogromne co mnie trochę denerwowało bo jak miałem do misji dojechać z 20 km to trwało to k$%wa +- 15 minut. W międzyczasie postanowiłem nie jechać okrężną drogą wokół akwenu wodnego tylko przepłynąć łódką po linii prostej do celu i prawie usnąłem. Chciałem już kłaść odważnik na przycisk "W" na klawiaturze. 10 minut płynięcia z jednej wyspy na drugą! Wydawało mi się, że nie ma opcji „szybkiej podróży” a coś w hintach mi mignęło, że gdzieś tam do kogoś należy się udać i on nas przetransportuje do odpowiedniego celu ale jakoś nie mogłem tego ktosia znaleźć. Szukałem w PDA i nic takiego nie było. Na mapie tylko można ustawić GPSa i wsjo a żeby myknąć do celu migiem się nie da… STOP. Da się! Zapytałem na GRY-OnLine.pl, czy Istnieje możliwość „szybkiej podróży”. Jak się okazało istnieje. Wciskamy przycisk "4", później "E" i przylatuje śmigłowiec z gościem z Czarnego Rynku. Mamy trzy opcje: kupno sprzętu, kupno pojazdów i upragnioną „szybką podróż” zwaną „Ewakuacja”, która trwa dosłownie chwilunię w zależności jak szybki mamy dysk twardy.

Należy przymknąć oko na realizm bo „Just Cause 2” to wulkan absurdów fizycznych. Jest ich co nie miara ale to nie jest ważne. Istotna jest frajda z gry a ta trzyma poziom. Za pomocą wbudowanej w ramie linki można "fantastycznie" wspinać się po budynkach, zaczepiać się pojazdów czy nawet jak kto chce szybciej poruszać się z pozycji horyzontalnej. Cały czas także jesteśmy wyposażeni w spadochron. Zatem upadek z drapacza chmur nam niestraszny o ile otworzymy sobie w odpowiednim momencie spadochron.

Model jazdy przyzwoity czyt. grywalny i to zarówno samochodów jak jednośladów.

Wymagania jak na dzień premiery dosyć wysokie. Gra często się dąsała. Nie mniej jednak u mnie framerate rzadko spadał poniżej 30 klatek na sekundę a wszystko prawie na maksa. No może jak wchodziłem w kwiatki czy ostrzeliwał mnie jakiś tam śmigłowiec z Panamu to giereczka mi się muliła. Graficznie „Just Cause 2” prezentuje się po prostu ładnie.

No krótka ta gra nie jest ale wiało już nudą i cholerną powtarzalnością misji gdzieś tak przy 13. godzinie i 22% ukończenia całości.

17h 40 min. Tyle mi zajęło przejście fabuły i w tym momencie ukończyłem grę na poziomie 29%. Może w wolnym czasie jak mnie najdzie ochota porobię misje najemnicze. Do 100% długa droga. Daje ósemkę bo dobrze się grało tylko ciut za dużo tych podobnych, schematycznych misji pobocznych ale wkręcić się można.

8/10

środa, 26 września 2018

8/10 - Keep moving Spencer


Mechanicznie gra jest ciekawa ale rozdysponowanie checkpointów irytuje przeokrutnie. Niestety to pewnie kwestia wczucia bo później już szło mi o wiele lepiej. Idziesz pewien odcinek, zabijasz żołnierzy tylko po to aby wpaść do wody i powtarzać znowu to samo. To skakanie z linką po balonikach zawieszonych w powietrzu jest fajne ale wymaga skupienia. Irytująca gra mimo iż gameplayowo ciekawa. Taki dysonans. Szkoda, że leniwi deweloperzy nie zrobili pecetowych oznaczeń przycisków tylko w wersji PC widnieją podpowiedzi w konsolowej nomenklaturze. Nienawidzę czegoś takiego. Na szczęście jest tych kombinacji niewiele i łatwo spamiętać co z konsolowych „buttonów” odpowiada tym na klawiaturze.

Przyjemnie zabija się przeciwników bo można to zrobić bronią konwencjonalną albo linką z chwytaczem, którą mamy cały czas na wyposażeniu w bionicznym ramieniu. Bardzo dobre rozwiązanie, że da się eksterminować bronią jak i tą linką, którą można chwytać głazy czy wraki samochodów i rzucać nimi we wrogie jednostki. Często jest to konieczne bo ze względu małej ilości amunicji gra wymusza bardziej zabawę linką co mnie jakoś nie dziwi. Oprócz tego jest uderzenie (F) i mocne uderzenie (E). Było jeszcze combo super E + F czyli obrotowy cios, który się ładował ale rzadko go używałem. Wykorzystywałem ten cios czasami na żołnierzach ale w większości praktykowałem linę i napier$%^anie spacji co powodowało, że przyciągałem się do soldiera i zadawałem mu mocny kopniak. Aby zabić trzeba było ponownie wykonać tą sekwencję. No i nie można zapomnieć i uderzeniu z powietrza (Death from Above), co było potrzebne przy bossie The Mohole czy żołnierzy stojących w grupie.

Fajnie porusza się po świecie. Linka z chwytaczem to gwóźdź programu i mocno uprzyjemnia grę. Po ukończeniu kolejnych etapów gracz ma satysfakcję. Emocje i satysfakcja to fundament porządnej gry a "Bionic Commando" owych emocji nam dostarcza.

Poziomy niby nic szczególnego ale nie mamy wrażenia przetwarzania tych samych danych.




Dałem d%^y z Groederem. Nie mogłem wykminić, że należy podskoczyć w dokładnym momencie jak on uderza o lądowisko tak aby płaska fala uderzeniowa nie zraniła mnie. Wtedy tylko można było zadać obrażenie linką z hakiem w jego plecy. I tak kilka razy. 

Czas gry = 9h. 

Przyzwoita, zręcznościowa gierka.

wtorek, 24 lipca 2018

1/10 - Saints Shit


Niestety ta odsłona „Saints Row” jest bardzo nierówna. To kalka GTA 4 niemal 1:1 ale z drobnymi niedociągnięciami. Fury prowadzą się jak papierowe pudełka, motorami nie da się jeździć, jedynie pojazdami latającymi fajnie się gra (dobrze się nimi steruje). Miasto nudne jak wóz z węglem.

Gameplay z początku rozczarowuje i dopycha, w środku zachęca do zabawy tylko po to aby pod koniec zepsuć atmosferę. Zmuszałem się do gry aby tylko zobaczyć napisy końcowe i wystawić adekwatną ocenę. Gra powinna być tak skonstruowana tak aby gracz był cały czas do końca czymś pozytywnym zaskakiwany. Tutaj zaskoczyły mnie czołgi laserowe, z którymi ciężko radziłem sobie nawet z „Golden Gunem”, który jednym strzałem niszczył wrogie jednostki. Wpisałem Cheat Code w telefonie in-game i jakoś zmęczyłem ten etap.

System strzelania wnerwia. Żołnierze podczas ostrzału w klatę tańczą zamiast paść na glebę jak kloc. Wiem, że mają kamizelkę kuloodporną ale ileż można na „Normalu” pruć w nich pocisków. Headshoty też nie wchodzą za pierwszym razem bo pacjenci mają kaski na głowach. 

Misje są niemal na jedno kopyto. Czasami tylko miałem wrażenie, że jest ciekawie ale to wrażenie szybko utonęło w zalewie męczącej powtarzalności, która przytłoczyła mnie w końcowych etapach. Będąc szczerym to nie jest tak, że wszystko w tej grze jest do bani bo nie jest. Było kilka misji bardzo wciągających. Jak np. ostrzał ze śmigłowca, latanie VTOLEM i niszczenie transformatorów, wzywanie nalotu samolotowego, zdalne sterowanie pojazdów czy nawet w pewnym stopniu granie wirtualnie w systemie komputerowym coś ala jak w filmie „TRON”. Jest sporo roboty tutaj. Rozpierdziel po całości. Generalnie jakby zmienić delikatnie koncept i doszlifować pewne niedopracowania wyszłaby ciekawa gra. Na szczęście dało się omijać wszystkie cutscenki i tak właśnie robiłem po 30 minutach gry więc o fabułę mnie nie pytajcie. Dla mnie fabuła w grach jest tak samo istotna jak w pornolach.

Klimat. No właśnie. Absurd. Bieganie z gumowym dildo, jechanie rykszą ciągniętą przez półnagich transwestytów czy granie jako kibel nie przemawia do mnie. Żart: nie moje rejony. Mój znajomy powiedziałby, że to humor dla podludzi. Odniesienia do popkultury bardzo miałkie. Chociaż jak usłyszałem w radiu Klassic „Nad pięknym modrym Dunajem” Straussa to zrobiło mi się ciepło w klacie. Klimacik to słowo wytrych i ma duży udział procentowy w ocenie gry.

Często recenzenci używają wyświechtanego związku frazeologicznego „gra ze zmarnowanym potencjałem” i szczerze nie lubię go używać ale faktycznie czy „Saints Row: The Third” to nie jest gra ze zmarnowanym potencjałem?