sobota, 17 lutego 2018

1/10 - Dragon Age: Dramat




RPGi to nie jest to co kocham ale daje szansę niektórym tytułom. Szczególnie tym, które mają uznanie w szerokim gronie graczy. To samo było ze Skyrimem. 
 
Sam koncept gry jest ciekawy, HUD czytelny tylko coś poszło bardzo nie tak. Tym czymś jest ohydny  grind. Zarówno w kontekeście walk jak i czynności wykonywanych w świecie gier. System walki biedny podobny do tego z „World of Warcraft” w ogóle nie satysfakcjonujący mimo iż mamy do pomocy bojowe zdolności specjalne przypisane do numerów 1-8. Walka jest frustrująca bo bardzo szybko pojawiają się silne gagatki. Możemy się przełączać między postaciami i je leczyć tudzież zwyczajnie sterować w walce. Jest jeszcze mapa taktyczna ale on się nie przydawała. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie pojawiały się sytuacje, że często natrafiamy na przeciwników, którzy zabijają nas dwoma strzałami. To jest chore. Ale nic. Pójdźmy dalej. Nie dość, że natłok walk przytłacza to dochodzi do tego masa powtarzalności w sidequestach. Generalnie zadania poboczne mnie dobiły a chciałem je zrobić wszystkie. Rzygać mi się chciało już po 20h jak się okazało, że w każdej nowej krainie robię dosłownie to samo. Załóż obozy inkwizycji, zamknij od ch%^a „fade riftów”, zbierz minerały, kwiatki czy inne duperele, znajdź kogoś tam. Wiadomo. Robienie siedquestów jest potrzebne do nabijania expa ale w tej grze idzie to jak krew z nosa.

Ten masakryczny grind dobił mnie do tego stopnia, że zorganizowałem sobie trainera. Ustawiłem pełną moc na 9999, odpaliłem ostatnią główną misję na „godmodzie” i biegłem do przodu aby jak najszybciej ukończyć tą farsę. Najgorsze jest to zbieractwo bo nie zawsze był znacznik. Wygląda to tak, że idziemy do znacznika. Jak zbliżymy się do niego znacznik znika i pojawia się zawężony okrąg, w którym należy szukać bzdetów. Klikając „V” aktywujemy szukanie, które nas naprowadza na cel.  Niestety nie zawsze tak było i niektóre „znajdźki” należało szukać na własną rękę pożytkując się informacjami z CODEXu ale ja nie miałem ochoty i siły tego robić.

Sterowanie też jest dyskusyjne gdyż aby był aktywny “mouselook” trzeba trzymać “prawy przycisk myszy”. 

Postacie jakie nam przyjdzie spotkać czy te, którymi gramy są totalnie niecharakterystyczne. W ogóle się z nimi nie zżyłem, każda z nich jest mi totalnie obojętna no może z wyjątkiem „Iron Bulla”, który dawał radę w walce.

Był moment, że gra mnie pochłonęła i chciałem dać jej solidne 8/10 ale „Inkwizycja” jest okrutnie sztucznie wydłużona i to też zadecydowało o bardzo niskiej ocenie. Tak jak mówiłem pod koniec w ruch poszedł trainer, biegłem byle do końca i omijałem wszystkie cutscenki. Jakby tego było mało "Inkwizycja" cierpi na podobny problem co Skyrim. Te cholerne góry i cele, które znajdują się w takim położeniu, że ciężko się do nich dostać.

Czasami są fajne misje, ze trzeba pokombinować. Wtedy przydaje się opcja szukania „V”. Misja: Zbierz jelita jakiegoś zwierza. Niby nic trudnego. Zabij go i jelita są na tacy. No właśnie w drużynie miałem typa co rzucał fireballami i zwierz ulegał całkowitemu spopieleniu. Jelita również. Zatem przejmowałem gościa od fireballa żeby nie strzelał ognistą kulą i czekałem jak reszta bandy zabije zwierza bronią białą. Tadam. Były jelita.


Natrafiłem na ciekawy crash do pulpitu. Jako panaceum przestałem zabierać do swojej drużyny Cassandrę, która dysponowała zdolnością specjalną „Lunge & Slash” i po problemie.

No dawno nie grałem w tak zj$%aną grę. Od groma męczących walk, przeogromna powtarzalność czynności w sidequestach. Wszędzie słaby gear a w „sklepach”, ceny zaporowe. 1/10. Nie ma błędu w ocenie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz