wtorek, 24 lipca 2018

1/10 - Saints Shit


Niestety ta odsłona „Saints Row” jest bardzo nierówna. To kalka GTA 4 niemal 1:1 ale z drobnymi niedociągnięciami. Fury prowadzą się jak papierowe pudełka, motorami nie da się jeździć, jedynie pojazdami latającymi fajnie się gra (dobrze się nimi steruje). Miasto nudne jak wóz z węglem.

Gameplay z początku rozczarowuje i dopycha, w środku zachęca do zabawy tylko po to aby pod koniec zepsuć atmosferę. Zmuszałem się do gry aby tylko zobaczyć napisy końcowe i wystawić adekwatną ocenę. Gra powinna być tak skonstruowana tak aby gracz był cały czas do końca czymś pozytywnym zaskakiwany. Tutaj zaskoczyły mnie czołgi laserowe, z którymi ciężko radziłem sobie nawet z „Golden Gunem”, który jednym strzałem niszczył wrogie jednostki. Wpisałem Cheat Code w telefonie in-game i jakoś zmęczyłem ten etap.

System strzelania wnerwia. Żołnierze podczas ostrzału w klatę tańczą zamiast paść na glebę jak kloc. Wiem, że mają kamizelkę kuloodporną ale ileż można na „Normalu” pruć w nich pocisków. Headshoty też nie wchodzą za pierwszym razem bo pacjenci mają kaski na głowach. 

Misje są niemal na jedno kopyto. Czasami tylko miałem wrażenie, że jest ciekawie ale to wrażenie szybko utonęło w zalewie męczącej powtarzalności, która przytłoczyła mnie w końcowych etapach. Będąc szczerym to nie jest tak, że wszystko w tej grze jest do bani bo nie jest. Było kilka misji bardzo wciągających. Jak np. ostrzał ze śmigłowca, latanie VTOLEM i niszczenie transformatorów, wzywanie nalotu samolotowego, zdalne sterowanie pojazdów czy nawet w pewnym stopniu granie wirtualnie w systemie komputerowym coś ala jak w filmie „TRON”. Jest sporo roboty tutaj. Rozpierdziel po całości. Generalnie jakby zmienić delikatnie koncept i doszlifować pewne niedopracowania wyszłaby ciekawa gra. Na szczęście dało się omijać wszystkie cutscenki i tak właśnie robiłem po 30 minutach gry więc o fabułę mnie nie pytajcie. Dla mnie fabuła w grach jest tak samo istotna jak w pornolach.

Klimat. No właśnie. Absurd. Bieganie z gumowym dildo, jechanie rykszą ciągniętą przez półnagich transwestytów czy granie jako kibel nie przemawia do mnie. Żart: nie moje rejony. Mój znajomy powiedziałby, że to humor dla podludzi. Odniesienia do popkultury bardzo miałkie. Chociaż jak usłyszałem w radiu Klassic „Nad pięknym modrym Dunajem” Straussa to zrobiło mi się ciepło w klacie. Klimacik to słowo wytrych i ma duży udział procentowy w ocenie gry.

Często recenzenci używają wyświechtanego związku frazeologicznego „gra ze zmarnowanym potencjałem” i szczerze nie lubię go używać ale faktycznie czy „Saints Row: The Third” to nie jest gra ze zmarnowanym potencjałem?