Jakoś mam mieszane odczucia. Nie jestem zachwycony ale
rewelki też nie ma. Tempo żwawe, dużo się dzieje. Flaki, krew, mózg na ścianie.
Gameplay tylko poprawny czasami irytujący. Doszły finiszery, które szczerze
powiedziawszy urozmaicają zabawę i zbieramy dzięki temu amunicję oraz trochę
punktów zdrowia. Jest nieźle tylko jakoś wcześniej w innych FPSach grało mi się
o wiele lepiej. Może to przesyt się nazywa. Zbyt dużo już ograłem pierwszoosobowych
szooterów w swoim życiu, żeby zachwycić się byle czym. Ja wiem, że tutaj
spotyka się "oldschool" z "NextGenem" i to ma sens jak na
dzisiejsze czasy. Ja z tym nie dyskutuje. W nowych Wolfensteinach to się
sprawdziło. Tutaj niby też ale na napisach końcowych westchnąłem i machnąłem
ramionami. Po nowej "Zagładzie" oczekiwałem o wiele więcej niż tylko przyzwoitej gry.
Poziom trudności "Dowal mi" szybko mnie
zweryfikował. Był za trudny. Z kolei "Ja chcę żyć" zbyt łatwy. Trochę
ziewałem i popijałem herbatkę.
Schemat jest prosty. Wpadamy do pomieszczenia, które ulega zamknięciu
i otwiera się dopiero po oczyszczeniu z demonów. Te "fightroomy"
nieco irytują bo są przeważnie ciasne. Wkrada się niestety pewna doza
powtarzalności. Fabułę nawet jakąś upchali i zostawili furtkę. "DOOM Eternal" awaits!
Projekt poziomów przyzwoity ale nie jest to wybitna robota. Graficznie-ślicznie
aczkolwiek kolorki zbyt ciepłe. DOOM 3 był ciemniejszy i mroczniejszy przez co
zyskał wiele w moich oczach. Nie wiem co to za moda na te oczojebne, ciepłe
odcienie barw w dzisiejszych czasach. No chyba, że targetem jest młodsza część
graczy.
Dobry patent w sytuacji jak poziom zdrowia zejdzie nam do
wartości bliskiej zeru to towarzyszy temu subtelny, ostrzegawczy sygnał
dźwiękowy. Mała rzecz a cieszy.
Stworki takie sobie. Za dużo ich tu nie ma. Jeden szarżujący
"Pinky" zwrócił moją uwagę bo był ciężki do zabicia gdyż z przodu posiadał
wytrzymały pancerz. Natomiast z tyłu na ogonie miał cienką skórę podatną na
obrażenia.
Gry są dobre jeśli mają klimacik i miodny gameplay
okraszony pewną dozą wyzwania. To wyzwanie może mieć dwa oblicza. Albo
satysfakcjonujące jak np. w Batmanach od studia Rocksteady albo frustrujący jak
w naszym omawianym DOOMie. Tak. Były fragmenty podnoszące ciśnienie jak niektóre
etapy walk z bossami, wspomniane już ciasne "fightroomy" czy częste
wpadanie w lawę (otchłań) oraz posiadanie stosunkowo mało amunicji.
Pukawki delikatnie posysają. No może wyjątkowo piła
łańcuchowa i... naturalnie BFG dają kopa. Jak znalazłem największą spluwę DOOMa
przypomniał mi się Quake 3 Arena. Włączyła mi się nostalgia. Odpaliwszy po raz
pierwszy BFG zwyczajnie zacząłem się śmiać. Coś pięknego jak całe to
tałatajstwo wróciło do piekła. Zmartwiłem się, że mój ulubiony shotgun nie miał
mocy. Nieładnie.
Gameplay nieznacznie mnie zmęczył co niekorzystnie wpłynęło
na moje wrażenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz