Zmierzyłem się z legendą. Dopiero po tylu latach. Czy warto
było? Zdecydowanie tak. Mimo iż gra nadgryziona jest delikatnie zębem czasu
nadal cieszy. Można się wciągnąć w gameplay. Niestety jest kilka kiepskich
motywów, które zepsuły mi trochę zabawę. Jak wiadomo Half-Life to gra, w której
często trzeba pokombinować i pomyśleć. No właśnie i tu według mnie trafiły się „dziwolągi”
logiczne. Jednym z nich są czerwone drzwi z napisem „CAUTION: Blast Danger” w chapterze
„On A Rail”.
Myślę sobie, że potraktuje je z rakietnicy… Niestety nic do
nie dało. Należało zwyczajnie podejść do nich i użyć przycisku użycia i sezam stanął
otworem witając nas laserowymi minami przyczepionymi do ściany.
Trochę pozwiedzałem ten level szukając rozwiązania sytuacji
zastoju.
Kolejną irytującą rzeczą są żołnierze okopani workami z
piaskiem, którzy naparzają w nas z niemal anielską dokładnością z karabinu maszynowego
czy wyrzutni rakiet w sam ryj. Irytuje to ponieważ nie udawało mi się ich zniszczyć
karabinem. Spojrzałem na walkthrough a gość strzelił do okopanego żołnierza kilka
razy ze zwykłego pistoletu i ten wybuchł. No comment.
W levelu „Surface Tension” nie mogłem zniszczyć śmigłowca.
Prułem w niego ile mogłem z karabinu i nic. Dalej fruwał. Z faktu, że byłem już
mocno poirytowany znów zerknąłem na walkthrough i jak się okazało trzeba było
użyć Tau Cannon’a. Dwa naładowane strzały (przytrzymanie prawego przycisku
myszy) i po śmigłowcu.
Kolejny absurd miał miejsce podczas pojedynku z bossem,
który po kolei teleportował mnie do różnych komnat. W ostatniej pojawił się gagatek
Gargantua dobrze znany z siódmego levelu „Power Up”. Problem z nim miałem taki,
że nie zginął od pięciu rakiet tylko musiał być zanihilowany Gluon Cannonem.
Gdzieś tam jeszcze należało użyć działa aby zniszczyć drzwi.
Kurde. Łaziłem po mapie klikałem na drzwi i nic. Nie otwierały się. Nie
zauważyłem, że w pewnym miejscu na mapie stoi działo, którego miało
interaktywny przycisk powodujący iż mogliśmy użyć owego działa. Myślę sobie, że
strzelę sobie na wprost i rozwalę ścianę pod wieżyczką, która się zawali ale to
nie tak miało być. Zupełnie nie tak. Trzeba było strzelić po ukosie do
oddalonych w oddali drzwi. Ehh.
Gra jest stosunkowo trudna. Grałem na Easy ale bywało
ciężko. Ale to staroszkolna gra więc z tym nie dyskutuje. Takie były kiedyś
realia. Dzisiaj gry są bardziej przystępne i elastyczne.
Są momenty, że musimy wlec za sobą strażników aby otwierali
na klawiaturkach drzwi. Motyw ten również może stanowić zwiechę w kontekście progresu.
Podoba mi się wygląd HUDa i generalnie bronie. Fajna jest kusza
bo jeden strzał i marines ginie.
Udźwiękowienie pierwsza klasa.
W levelu „Xen” ciężko wychodził mi „Long Jump”. Niby
należało klikać jednocześnie „Ctrl” + „Spację” w momencie jak idziemy do przodu
(W) ale coś mi nie szło. Wymagane skoki po tych przemieszczających się
platformach wyszły mi fuksem.
Cała gra jest bardzo przemyślana ale jest pewien element,
który delikatnie mówiąc nie wyszedł. W mojej opinii czar prysł w końcowych
etapach gry. „Xen”, „Gonarch's Lair” i szczególnie „Interloper” spowodowały, że
zaniechałem wystawienie dychy grze. Ja wiem, że miały one urozmaicić gameplay
ale go popsuły. Sam finalny bossfight nie był wcale tak trudny jak ludzie
opowiadają. Cięższe bywały w innych grach.
Half-Life zadziwiająco nadal się trzyma po mimo tylu tak na
karku i to jest wielka jego zaleta, że wciąż się przy nim dobrze bawimy. Mocne 8/10,
które miało być dychą.
A to nie tak, że lepiej pograć już w Black Mesa które jest remakiem gry na silniku Source?
OdpowiedzUsuńDo tego nawet coś dziergają na UE4 w tym temacie, ale to raczej czysto pokazowo.
Grałem w "Black Mesę". Recka też jest. :)
OdpowiedzUsuń