Nie podoba mi się pewien motyw. Gdy jestem w dosyć
sporej odległości od stwora wyświetla się napis „E Malee”. Po naciśnięciu
przycisku E jak jesteśmy w znacznej odległości niemal teleportujemy się do
zwarcia z przeciwnikiem i aktywuje się finisher. Nie byłoby w tym nic dziwnego
gdyby nie ta duża odległość i błyskawiczne przemieszczenie. Z drugiej strony
lubię od czasu do czasu wykonać finishera w postaci skręcenia karku czy
wyrwania serca.
Serious Sam 3 w mojej opinii powiela błędy poprzednich
odsłon. Mamy tutaj niezwykle monotonne i prostackie poziomy. Ktoś powie ale to
jest podyktowane umiejscowieniem akcji gry. Nie jest to dla mnie żadne
tłumaczenie. Pukawki - słabo. Nawet mój ulubiony shotgun nie dawał mi frajdy.
Feeling broni biedny. Stwory. No właśnie. Można ich naliczyć na palcach obu
rąk.
Formuła gry opiera się na ciągłym eliminowaniu przesadnie
dużej ilości fal przeciwników. Tak jest non stop, a to co działo się w etapie
przed finalnym bossem przechodzi ludzkie pojęcie. Idziemy jakimś tunelem w
górach i napier***amy przez godzinę w respawnujący się pełny wachlarz
wszystkich dostępnych potworów w grze. Myślałem, że się porzygam. Po 50
minutach ciągłego strzelania powziąłem decyzję, że po prostu przebiegnę ten
szlak w górach aby tylko jak najszybciej skończyć tą katorgę.
Generalnie SS3 posysa okrutnie. Myślałem, że z biegiem czasu
coś zmieni się na lepsze. Niby znalazłem jakąś rękawicę z „elektryczną lancą”
ale gra nie pozostawia złudzeń. Od początku do końca jesteśmy atakowani tabunem
przeciwników na mapach zaprojektowanych przez trzecioklasistę z lekkim
niedorozwojem. Ileż można napie***lać do tych samych 10 przeciwników w ilości
przekraczającej zdrowy rozsądek?!
Najbardziej irytował mnie ten skaczący skurwiel-kościotrup
zerżnięty z Painkillera „Kleer Skeleton”:
W większej ilości potrafił napsuć krwi zważywszy, że często
potrzebne było dwa strzały z Double-shotguna aby go zabić.
Kuriozalnym przeciwnikiem jest Śmigłowiec-ośmiornica „Technopolip”:
Soundtrack na jedno kopyto ale ma swoje subtelne momenty.
Ostatniego bossa nie dałem rady pokonać. Dwa strzały i death
więc odpuściłem bo to nie ma sensu. Gra ma być przyjemnością. SS3: BFE nie
bawił, a irytował więc ocena taka a nie inna czyli 1/10.
Syf.
Pierwszy serious sam mial premiere w 2001 a painkiller w 2004 wiec kto tu od kogo kradnie wyglad przeciwnikow
OdpowiedzUsuńRacja. Nie wziąłem tego pod uwagę. :)
Usuń