sobota, 19 marca 2016

1/10 - Alien Crap




Dałem sobie spokój z tą grą na tym etapie:


czyli pod sam koniec w pojedynku z „Vorus God Mechem”. Skoro za 15 razem mi nie wyszło więc odpuściłem bo to nie ma sensu. Walczymy w małym „fight roomie”, łażą jakieś mini mechy pajączki i co i rusz spawnują się standardowi przeciwnicy. Nie muszę mówić że Boss również do nas strzela. Dla mnie jest to nie do przejścia. Mam dosyć tej frustrującej męczarni.

Końcówkę obejrzałem a raczej przeklatkowałem na YouTube’ie bo w sumie nie było co oglądać.

Alien Rage to byłaby znośna gra gdyby tylko urozmaicono gameplay i dogłębnie przemyślano kwestię poziomu trudności. Jaki to problem dołożyć NORMAL albo EASY?! Wszystko odbywa się na monotonnych, nudnych, kiepsko wykonanych i kure*sko jednakowych poziomach. Przeciwnicy są równie nudni i jest ich mało. Bossowie także podobni i schematyczni. Strzelanie czyli trzon gry dyskusyjne. Pukawki dają radę tylko co z tego jak poziom trudności jest zawyżony (nawet na najniższym) i bardzo łatwo zginąć więc bieganie i chowanie się za przeszkody to absolutny mus aby przeżyć. Nawet nieźle się strzela w zwarciu bronią będącą gorszą podróbą Flak Cannona z Unreal Tournamneta. Gorszą bo przeładowanie trwa zbyt długo co przedkłada się na gorsze wrażenia z gry. Z większej odległości ta giwera już jest bezużyteczna. Reszta broni ok z tym, że irytujące jest przegrzewanie się lufy od ciągłego strzelania. Snajperką też można się pobawić bo jeden strzał i death. Bronie niby spoko ale amunicji non stop mało. Jak leży jakaś skrzyneczka na glebie okazuje się, że to amunicja akurat nie do modelu broni jaką aktualnie posiadamy w ekwipunku. Nie ma sensu podnosić Miniguna czy Rakietnicy bo to długo trwa a w tym momencie możemy zginać. Tasowanie bronią też nie jest wskazane bo tu liczą się ułamki sekund. Grałem na najłatwiejszym poziomie trudności czyli Challenging. Dużo razy razy rzucałem mięsem. Nie jestem zwolennikiem takich wyśrubowanych gier, w których tak szybko trzeba machać myszką, że ledwo widać co się dzieje na ekranie. Quake III Arena był dynamiczny ale w takim stopniu, że gracz miał satysfakcję z gameplayu gdyż nabyte fpsowe umiejętności zapewniały zwycięstwo (czyli jak to określa młodzież „skill”). W Alien Rage’u nie decyduje „skill” tylko przypadek i machanie myszką jak cepem. Generalnie gra jest nierówna. Są momenty delikatnie ciekawe, które niestety toną w gąszczu tych irytujących. Idziemy korytarzem, uruchamiamy wyzwalacze, spawnują się w momencie przeciwnicy i uciekamy w tył mapy aby nie przyjąć takiego obrażenia w pysk, które spowoduje, że błyskawicznie umrzemy. Lecimy w tył i dogodnym miejscu czekamy jak przybiegną do nas przeciwnicy. Wtedy strzelamy jak do kaczek one by one.

Zawyżony poziom trudności, mało przeciwników, ogromna monotonia w poziomach, bossach no i bugi które powodowały, że trzeba było wczytywać od nowa checkpoint czynią z Alien Rage'a zwykły bubel pisany na szybko, którego miejsce jest na kurzącej się półce w kiosku. Graficznie brzydko, optymalizacja leży.

1/10 bo emocje jakie mi tutaj towarzyszyły nie należą do przyjemnych a gra ma być przyjemnością.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz