Do Half-Life’a robiłem 3 podejścia. Pierwsze, nieudane w dzieciństwie około premiery. Nie opuściłem nawet laboratorium. Przy drugim podejściu również nieudanym ogarniałem temat Black Mesą. Po pojawieniu się na powierzchni w jakimś małym hangarze zaciąłem się i przestałem grać. Kończyła mi się amunicja oraz zdrowie, a żołnierze po otrzymaniu pokaźnego obrażenia nadal stali i radośnie strzelali do mnie. Było to doznanie dość frustrujące przyznam. Trzecia próba już udana również zremakowana Black Mesą. Wspomniany problem z drugiej próby polegał na tym, że nie trzeba było strzelać do żołnierzy stojących za ogrodzeniem siatkowym tylko biec do bunkra przed hangarem.
Feeling strzelania w tej grze
jest całkiem niezły. Najlepsza pukawka to chyba zwykły rewolwer. Świetnie się
nim naparza. Shotgun też daje rade. Nawet sławny łom jest spoko. Szczególnie
jak trzeba rozwalać drewniane skrzynie i eksterminować zarażonych, którzy na
głowie mają te przerośnięte, skaczące kleszcze nazywające się właściwie
„headcraby”. Tak tak trzeba oszczędzać amunicję. Spodobała mi się także ta samoładowana,
organiczna broń Hivehand strzelająca jakimiś insektami, które same zmierzają w
kierunku celu i zadają mu obrażenia.
Każda broń dostarcza zabawy i ma swoje zastosowanie w określonej sytuacji.
Bardzo podoba mi się HUD i
dźwięki. Soundtrack już mniej chociaż, są interesujące utwory jak np. „Surface Tension 1” by Joel Nielsen.
Gameplay daje radę chociaż były
meczące momenty jak np. przeskakiwanie tych seledynowych laserów od ładunków
wybuchowych umieszczonych na ścianach w bazie w rozdziale „Surface Tension”. Do
tego stopnia było to frustrujące, że należało wykorzystać „ctrl+jump”, który
ciężko mi wychodził. Jeszcze w żadnej grze nie spotkałem się z takim ficzerem
jak „ctrl+jump”. Bardzo irytujący motyw.
Klimat jest.
Ciekawie zaprojektowane poziomy,
miło się je eksploruje, chociaż nie tak dobrze jak w dwójce.
Dosyć uciążliwe częste loadingi
ale to chyba bolączka silniczka Source.
Trochę irytują ci żołnierze,
którzy zawsze znają nasze położenie i zawsze muszą nas trafić.
Z technicznych spraw warto
wspomnieć o częstych crashach w momencie maksymalizacji zminimalizowanej do
paska zadań gry. Zdarzały się również FPS dropy, w sumie dosyć często. Raz 260
klatek/s zaraz 23. Na końcu przed wejściem do portalu to już w ogóle zrobił się
slideshow.
Dobrze, że nie ma paska „staminy”
(wytrzymałości) przy bieganiu.
Na samym końcu gry dostaliśmy
upgrade kombinezonu umożliwiający wykonanie "long-jumpa", który
powinien być wykorzystany w etapie Xen ale jak wiadomo ten ostatni rozdział z
Half-Life’a nie został przerobiony w tej modyfikacji. Nie mniej jednak według
napisu: „to be continued” możemy się go w przyszłości spodziewać. Sami moderzy
twierdzą, że Xen jest słaby ale pojawi się on z kolejnej kompilacji w
zmienionej formie.
Black Mesa trafiła niedawno na
Steam do programu Early Access. Według GRY-OnLine
premiera kompletnego projektu
przypada na 2016. Wątpię abym zagrał w to ponownie tylko dla wspomnianego końcowego
etapu i kilku usprawnień graficznych ale zobaczymy w 2016 A.D..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz