Jako gracz z wieloletnim stażem pełen euforii kupiłem PS3 z
nadzieją poznania nowych ciekawych gier, które niemal na bank nie zawitają na
jedyną słuszną platformę czyli PC. Moja przygoda z PlayStation 3 zaczęła się od
pierwszego Uncharted i z miejsca dostałem na łeb kubeł zimnej wody. Tutaj jest
coś nie tak. Jak wiadomo akcja pierwszej części Uncharted rozpoczyna się etapem
strzelanym na łodzi. Niestety ale obsługa mechaniki strzelania za pomocą grzybków
i triggerów jest zwyczajnie archaiczna i przypomina mi do złudzenia moje
pierwsze kroki w świecie elektronicznej rozrywki zdominowanej w owym czasie
przez pecety. Grałem wtedy w Quake'a za pomocą strzałek i ctrl'a. Nie
wiedziałem jeszcze, że można było w konsoli gry wpisać kod
"mouselook" i gameplay przechodził z ery kamienia łupanego do ery
jaka po dziś dzień jest widoczna grach. Granie bez mouselooka wygląda mniej
więcej tak: prawo, lewo, góra, dół. Nic pośredniego. Na konsolach jest dokładnie
tak samo! Wykonujemy niekomfortowo sztywne ruchy grzybkami. To się czuje z
miejsca.
Dzisiaj postanowiłem zrobić drobny rekonesans z grami na PS3
jakie pożyczyłem. Czas jaki spędziłem z poszczególnymi tytułami:
1. Killzone 3 - ~ 1 minuty
2. LittleBigPlanet 2 - kilkanaście sekund
3. Bodycount - 30 sekund
aż nagle włożyłem do czytnika krążek pt. "Red Dead
Redemption" i pograłem ponad 30 minut. Sterowanie zdecydowanie lepsze,
łatwiej je okiełznać, wszystko jest intuicyjne a podpowiedzi jak na talerzu.
Poruszamy się jednym lewym grzybkiem a kamera sama wyrównuje widok w większości
potrzebnych sytuacji. Niestety nie było tak np. w Uncharted czy Killzone 3
gdzie do wyrównania widoku był potrzebny był prawy grzybek. O.o Prawym
grzybkiem w RDR można tenże widok kamery korygować ale nie było w sumie
konieczne. Leżało to w naszej gestii. Jazda koniem również jakby stworzona do
gry na padzie.
Sterowanie myszą jest WŁAŚNIE płynne (smooth), mamy pełną
kontrolę nad ruchem broni, nic nas nie ogranicza ani blokuje. To, że trafiliśmy
w przeciwnika zależy w 100% od nas a nie połowicznie od gry, która wykonuje za
nas część "pracy". Dla mnie jest to miażdżący argument za tym, że
"piec" jest optymalną platformą do grania i w aspekcie strzelanek
miażdży konsole jednym pier**lnięciem.
Może i bym się przyzwyczaił grać na konsoli ale po co skoro
nie czerpię radości z jej stylu grania więc na gwizdek mi ta impreza? Pozostaję
przy PC bo ta platforma daje mi ogromny "fun".
Niech każdy gra na tym na czym lubi.
Jednak z „Red Dead Redemption” jest pewien wyjątek jeśli
chodzi o mechanikę strzelania. W ustawieniach gry można zrobić wspaniałą rzecz.
Ustawić „Targeting Mode” na Casual i wtedy w sytuacji celowania (aimingu)
celownik sam osadza się na przeciwniku i odchodzi frustrujące machanie grzybkami
jak cepem. Ten szczegół sprawił, że RDR pochłonął mnie doszczętnie. Szczegóły
dalej.
INTERMISSION
Mechanicznie jest zajebiście ale zdarzały się delikatnie
irytujące momenty, typu niezbyt ciekawe strzelanie z Gutling Guna czy
pomniejsze bugi (grałem w wersję Game of the Year Edition).
Jadąc na koniu któregoś razu skoczyłem ze skarpy żeby
skrócić drogę. Koń zginął pod wpływem upadku. Dało się go obedrzeć ze skóry
celem pozyskania mięsa. Mało kto uwzględnia takie pierdoły-smaczki w kodzie swoich gier.
Jest szybka podróż pociągiem ale to galopowanie koniem
przez krainę gry ma swój urok. Słuchamy sobie muzyczki, obserwujemy teren,
czasami księżyc. To jest spoko. Piszę o tym bo wiele osób narzeka, że jest
tutaj dużo jeżdżenia koniem. W GTA 4 też to miało urok te powroty samochodami
po mieście w akompaniamencie muzyczki z radia. Tutaj pędzimy na rumaku i
wsłuchujemy się w westernowe rytmy. Poza tym ten galop konia jest hipnotyzujący
i nie przeszkadza mi, że jadę z misji do Save Rooma kilka minut. Słucham
odgłosu kopyt konia, w tle delikatna muzyczka i podziwiam widoczki.
Pomimo iż gra jest niemal perfekcyjna pod względem mechaniki
to na pececie była by jednak idealna. Strzelanie myszką wycisnęłoby siódme poty
(bez aim assista) z gamplayu a wrażenia by osiągnęły pułap godny Rockstara.
Sorry ale dwoma grzybkami nie da się strzelać tak komfortowo jak myszką.
Gameplay jest relatywnie urozmaicony jak chociażby etap z kolejką w kopalni, zaganianie bydła do zagrody, łapanie koni na lasso.
Podczas strzelania w ruchome obiekty, w które ciężko trafić w czasie rzeczywistym można użyć trybu
koncentracji „Dead Eye”, który spowalnia czas przez co łatwiej trafić. Do tego dochodzą przyjemne pojedynki (duele).
Brązowa naleciałość w szacie graficznej nie jest
przypadkowa. To celowy zabieg. Kolor brązowy kojarzy się z brudem. Westerny są
brudne. Wszystko się zgadza. Piszę o tym bo spotkałem się z opinią, że ktoś na
to narzekał.
Zadań pobocznych niemal nie robiłem ale podobały mi się
czynności poboczne takie Quick Eventy. Wchodzę do miasta aż tu nagle wybiega
typ spod ciemnej gwiazdy i próbuje poderżnąć gardło prostytutce. Jako, że nie
lubię bezsensownego rozlewu krwi odstrzeliłem typa i dostałem ileś tam do
„fejmu”. Rockstar dba o szczegóły.
Świetne jest gwizdanie na konia, który nagle pojawia się
znikąd i jest do naszej dyspozycji.
Graficznie tak sobie ale to nie ma znaczenia skoro gameplay
to mistrzostwo świata. PS3 ma tutaj jedną drobną przewagę nad „pecetem”. Są nią
wibracje na padzie przy strzelaniu. Niby drobnostka ale jakże przyjemna
Wszystko byłoby zajebiście do momentu jak zabiłem wszystkich
głównych „bad assów” i myślałem, że tutaj zakończy się gra ale wątek fabularny
po tym zdarzeniu skupił się na sprawach rodzinnych Morstona skupiając się na
relacji ojciec-syn. Gameplay już siadł delikatnie i znużył mnie. Tak jak miałem
ochotę wcześniej wystawić 10 tak ocena spadła do 9/10. Podsumowanie historii
miałkie. Zarysowanie więzi rodzinnych pomiędzy synem Jackiem a ojcem Morstonem
miało swój cel. Gdy Edgar Ross ze swoimi ludźmi zabija Morstona, dorosły Jack
przejmuje schedę po ojcu i co? Co by należało zrobić? No pomścić tatę i zabić
Edgara Rossa. Też tak pomyślałem i jak się okazało taki scenariusz był w grze. Tutaj
właśnie pojawia się ciekawy ruch ze strony Rockstara. Jak przez niemal całą grę
byliśmy prowadzeni po linii na mapce tak na koniec należało znaleźć na mapie
znacznik „pytajnik” z obcymi ludźmi mający nazwę „Remenber my Family”. Niezły
zabieg bo nie było znacznika idź do celu jak cep tylko poszukaj na własną rękę
cel aby zwieńczyć historię.
RDR jest na tyle miodny, że po zakończeniu głównego wątku
(zajęło mi to prawie 16h, 65% gry skończone) zająłem się zadaniami pobocznym z
„Obcymi” mającymi znaczniki „pytajniki”. Rzadko wykonuje zadania poboczne ale
tutaj zrobiłem je niemal wszystkie po zakończeniu fabuły.
Świetna gra, dająca wiele frajdy. Mechanicznie niemal ideał.
Klimat nawet dla kogoś takiego jak ja nie przepadającego za westernami jest
niesamowity. Było kilka irytujących momentów w gameplayu ale toną one w zalewie
wysokiej jakości gry. Podejrzewam, że te irytujące momenty wynikają z mojego
małego przebiegu z padem. Do wad był dorzucił zbyt duży natłok dialogów.
R* to według mnie chyba najlepszy obecnie deweloper na rynku
elektronicznej rozrywki, który IMHO najbardziej kuma o co chodzi w grach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz