niedziela, 28 lutego 2016

Lost Planet 3/10




„Lost Planet: Extreme Condition” był niezły. Dwójka nienajgorsza ale to nie są gry wybitne, do których się wraca. Przechodzisz raz i szybko zapominasz. Trójeczka miała dobre chęci ale wykonanie spaliło na panewce. Dobitnie widać iż programiści ze Spark Unlimited polegli w gąszczu sztampy. Tak się składa, że „Lost Planet 3” i „Dead Space 3” miały premierę w tym samym 2013 roku. Nie da się ukryć, że obie te gry łączą pewne podobne elementy jak gatunek, klimat i umiejscowienie akcji (zimno i wietrznie). W mechanice gameplayu dopatrzeć się można takich podobieństw jak np. śledzenie celu misji. W DS3 to był Lokalizator, który rysował linię na glebie po wciśnięciu odpowiedniego przycisku. W LP3 też jest coś analogicznego. Nie ma linii ale są punkty, które prowadzą do celu misji. Punkty też wyświetlają się po wciśnięciu przycisku. Tutaj akurat „N”. Premiery obu gier dzieli zaledwie 6 miesięcy. „Lost Planet 3” ukazał się późniejszym terminie. Zostawię to pod rozwagę Wam drodzy gracze.

Przygoda z LP3 zaczyna się przyzwoicie ale niestety bardzo szybko siada. Pierwszym no chyba można to nazwać błędem projektowym jest źle ustawione QTE. Chodzi mi o sytuację gdy nasz protagonista chwyta się zawalającego mostku, po którym wcześniej szedł. Naszym zadaniem jest szybkie wciskanie przycisku „F” (celem wdrapania się wyżej na poziomą kładkę) ale tak szybko, że musiałem zabrać obie dłonie z klawiatury i jednym palcem napie%^alać z klawisz „F” jak dzięcioł na narkotykach. Nienormalne to było. Ledwo mi się udało.

Idiotyzmem jest też następująca sytuacja:

Przycisk „E” zbindowany jest na używanie jak w większości gier ale programiści już nie zrobili, że przycisk „E” również podnosi przedmioty na ziemi i amunicję tylko przypisali tą funkcję do bardzo dostępnego przycisku „P”.

No debilizm… ale może ja o czymś nie wiem?!

Generalnie mechanika gry jest ok. Strzela się znośnie ale tylko do żołnierzy NEVECu. Robaki są żenujące. Karabin pulsacyjny strzela krótkimi seriami przez co ma się wrażenie, że pierdzi. Linka z hakiem do wspinania, liczne QTE oraz „Utility Rig” jakoś urozmaica rozgrywkę ale po krótkim czasie mimo to człowiek totalnie nie ma ochoty w to grać. Jest jeszcze taki drobny szczegół poprawiający na moment odbiór jak wszczepianie czujnika DNA robakom z pistoletu i ich skanowanie. Trwa to ułamki sekund i ginie w morzu wszechobecnej sztampy.

Pojedynki z bossami zerżnięte z poprzednich części, schematyczne, nudne i banalne do bólu. Po ich pokonaniu nie ma żadnej satysfakcji i nie stanowią jakiegokolwiek wyzwania. Przez moment podobało mi się pierwsze starcie za pomocą „Utility Riga” z Arkhidem wzbogacone o QTE. Później pojedynek dwóch mechów również dawał radę i to w sumie tyle dobrego bo cała reszta woła o pomstę do nieba. Zarówno tępe strzelanie to tych pier^&lonych robaków (trzech na krzyż) czy łażenie w mechu po tych samych małych, nieciekawych lokacjach i niedorobiony „System Szybkiej Podróży.” Miałem cel misji udaj się do Romana. Na mapie nie widać gdzie jest Roman. SSP działa tylko na granicy stref. Nie można go aktywować w dowolnym momencie rozgrywki. Poza tym przenoszeni jesteśmy w dziwne miejsca. Nieczytelnie jest to zrobione.
Jakość gameplayu spada niezwykle szybko chociażby przez takie tępe akcje jak odpieranie fal atakujących insektów podczas pracy „Utylity Riga” przetransformowanego w platformę wiertniczą.
Gra potwornie się dłuży. Jest rozwleczona, za długa i z zegarkiem w ręku wyczekiwałem końca.

Co za syf.

Muzyczka na ukojenie nerwów:





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz