niedziela, 23 czerwca 2019

7/10 - Brak demonicznej obecności. Blokada zdjęta.


Jakoś mam mieszane odczucia. Nie jestem zachwycony ale rewelki też nie ma. Tempo żwawe, dużo się dzieje. Flaki, krew, mózg na ścianie. Gameplay tylko poprawny czasami irytujący. Doszły finiszery, które szczerze powiedziawszy urozmaicają zabawę i zbieramy dzięki temu amunicję oraz trochę punktów zdrowia. Jest nieźle tylko jakoś wcześniej w innych FPSach grało mi się o wiele lepiej. Może to przesyt się nazywa. Zbyt dużo już ograłem pierwszoosobowych szooterów w swoim życiu, żeby zachwycić się byle czym. Ja wiem, że tutaj spotyka się "oldschool" z "NextGenem" i to ma sens jak na dzisiejsze czasy. Ja z tym nie dyskutuje. W nowych Wolfensteinach to się sprawdziło. Tutaj niby też ale na napisach końcowych westchnąłem i machnąłem ramionami. Po nowej "Zagładzie" oczekiwałem o wiele więcej niż tylko przyzwoitej gry.

Poziom trudności "Dowal mi" szybko mnie zweryfikował. Był za trudny. Z kolei "Ja chcę żyć" zbyt łatwy. Trochę ziewałem i popijałem herbatkę.

Schemat jest prosty. Wpadamy do pomieszczenia, które ulega zamknięciu i otwiera się dopiero po oczyszczeniu z demonów. Te "fightroomy" nieco irytują bo są przeważnie ciasne. Wkrada się niestety pewna doza powtarzalności. Fabułę nawet jakąś upchali i zostawili furtkę. "DOOM Eternal" awaits! 

Projekt poziomów przyzwoity ale nie jest to wybitna robota. Graficznie-ślicznie aczkolwiek kolorki zbyt ciepłe. DOOM 3 był ciemniejszy i mroczniejszy przez co zyskał wiele w moich oczach. Nie wiem co to za moda na te oczojebne, ciepłe odcienie barw w dzisiejszych czasach. No chyba, że targetem jest młodsza część graczy. 

Dobry patent w sytuacji jak poziom zdrowia zejdzie nam do wartości bliskiej zeru to towarzyszy temu subtelny, ostrzegawczy sygnał dźwiękowy. Mała rzecz a cieszy.

Stworki takie sobie. Za dużo ich tu nie ma. Jeden szarżujący "Pinky" zwrócił moją uwagę bo był ciężki do zabicia gdyż z przodu posiadał wytrzymały pancerz. Natomiast z tyłu na ogonie miał cienką skórę podatną na obrażenia.

Gry są dobre jeśli mają klimacik i miodny gameplay okraszony pewną dozą wyzwania. To wyzwanie może mieć dwa oblicza. Albo satysfakcjonujące jak np. w Batmanach od studia Rocksteady albo frustrujący jak w naszym omawianym DOOMie. Tak. Były fragmenty podnoszące ciśnienie jak niektóre etapy walk z bossami, wspomniane już ciasne "fightroomy" czy częste wpadanie w lawę (otchłań) oraz posiadanie stosunkowo mało amunicji.

Pukawki delikatnie posysają. No może wyjątkowo piła łańcuchowa i... naturalnie BFG dają kopa. Jak znalazłem największą spluwę DOOMa przypomniał mi się Quake 3 Arena. Włączyła mi się nostalgia. Odpaliwszy po raz pierwszy BFG zwyczajnie zacząłem się śmiać. Coś pięknego jak całe to tałatajstwo wróciło do piekła. Zmartwiłem się, że mój ulubiony shotgun nie miał mocy. Nieładnie.

Gameplay nieznacznie mnie zmęczył co niekorzystnie wpłynęło na moje wrażenia.

niedziela, 3 marca 2019

9/10 - Get to the choppa


Gry Rockstara mają to do siebie, że dobrze trzymają się z upływem czasu. W dniu premiery nie ukończyłem GTA IV bo zwyczajnie miałem problem z czarnym śmigłowcem pod koniec i nie była to kwestia dobrze znanego buga z niemożnością wspinania się po drabince tylko fakt iż nie udawało mi się sterować owym śmigłowcem. Gram dzisiaj i mam ten sam problem.
.
.
.
Gameplay dostarcza masę frajdy, emocji i to jest właśnie kluczowe w grach. Ekipa spod „kamiennej gwiazdy” ma pojęcie o tworzeniu immersyjnych gier i produkuje same perełki. W ich portfolio ciężko znaleźć słabe tytuły co dopiero niewypały. Dobrze znają rynek. 

Wracając do meritum. Brudne miasto jest wręcz magnetyczne i bardzo klimatyczne. Mapa nie za mała nie za duża - w sam raz. Łatwo ją spamiętać. Zatem tradycyjne przemieszczanie się samochodami po mieście nie nuży aż tak bardzo jak mogłoby się wydawać. Z drugiej strony jeżdżenie po raz 30 do misji z jednego końca miasta do drugiego może być bardzo nużące ale jak ktoś lubi jeździć to chyba nie ma problemu. Ci których to drażni zawsze mogą wezwać taksówkę i dojeżdżać do celu chwila moment. Podajemy cel kierowcy i klikamy "enter". Śmieszne jest, że nieraz nie ma na ulicy taksówki w ogóle. Nieraz stoją na światłach 3 sztuki jedna za drugą. Najbardziej denerwuje sytuacja, w której zginiemy podczas misji. Co wtedy? Musimy znów uzupełnić armor, amunicję, dojechać przez ¾ miasta do znacznika misji i wszystko od nowa. To frustruje. Zważywszy jak niechcący popełniłeś błąd typu nieumyślne zabicie kolegi.

Gra jest długa i delikatnie prosta (z drobnymi wyjątkami) aż do ostatniej misji, która rozłożyła mnie na cztery łopatki.

System dnia nocy. Ściemnia się jak zapada zmrok. Fajne to jest. Przez moment wydawało mi się, że monitor przestał prawidłowo odwzorowywać kolory bo tak było szaro.

Jak wiadomo GTA IV jest portem z konsol i chodzi paskudnie nawet na dobrych komputerach mających porządne specyfikacje sprzętowe. 

Nie lubię oskryptowanych misji gdzie należy zabić jakiś gogusiów. Nie można tego zrobić od razu oddając strzały z pistoletu tylko musimy przejechać albo przepłynąć odpowiedni odcinek po mapie. Ja wiem, że czasami śledzenie wymaga odkrycia ich kryjówki ale często było to bezcelowe podążanie bo na końcu wycieczki i tak zabijaliśmy typów. Ten zabieg zastosowano chyba aby sztucznie wydłużyć czas rozgrywki.

Patent z telefonem w grze jest świetny.

Fizyka niektórych samochodów przypomina pływanie kajakiem po zamarzniętej rzece.

Ubolewam nad zakończeniem a dokładnie etapem z czarnym śmigłowcem (nie dałem rady nim sterować i obrywałem rakietą), który doprowadził mnie do szewskiej pasji. Finalna misja jest długa, błędów prawie nie wybacza a sterowanie śmigłowcem i motorem cross zrobiono po macoszemu co przedłożyło się na porządny wkurw i obniżenie oceny co do zawartości produktu o jedno oczko na 9/10.