piątek, 30 października 2015

8/10 - Przyjemny, budżetowy Human Revolution




Deus Ex: The Fall to gra, która na starcie robi średnie wrażenie ale z biegiem czasu gracz przekonuje się do niej. Klawiszologia i sterowanie bardzo podobne do tego w Human Revolution. No rzecz jasna klimat również zbliżony co w sumie nie dziwi. Niestety w The Fall jest dużo gorsza grafika:


Tekstury takiej jakości to norma.

Ustawiłem sobie czułość myszy na maksymalną wartość 10 i nadal było za wolno. Tzn. na boki szybkość była odpowiednia ale góra dół za wolno. To największa bolączka tego portu. Wcześniej grałem w Human Revolution i nie miałem problemów z czułością więc to na pewno nie problem z myszką. „Gamepad Sensivity” też na 10.

Fajne menu. Spoko muzyka.

Dobry zabijacz czasu tylko niestety nieprzyzwoicie krótki. W momencie jak myślałem, że gra się dalej rozkręci moim oczom ukazał się napis „...to be continued” i napisy końcowe. Lekka przesada.

Kilka wad:
- Niemożność spauzowania gry podczas trwania dialogów
- Czasami gra nie reagowała na przyciski w drzewku upgradeowania i podczas przyklejania się do osłon

8/10

niedziela, 25 października 2015

7/10 - Zakończenie na poziomie ale mogłoby być lepiej



Pierwsza część była niezwykle dynamiczna i klimatyczna. Dwójka - „standard jazzowy”. Trójka ma wolne tempo. Nie mniej jednak nadal jest dobrze. Trochę łazimy po tych samych podobnych lokacjach. Przedzieramy się przez sporą ilość drzwi i przejść. Napotykamy ciekawe minigierki i banalne quasizagadki środowiskowe. Np. gierka do otwierania drzwi, gdzie przesuwa się myszką oraz WSADem dwa okręgi do danego węzła. 


Pojawia się jeszcze hakowanie panelów kontrolnych. Zasada działania jest prosta. Obracamy myszką kursor wewnątrz okręgu. Gdy natrafimy na obszar, że obwód koła pogrubi się na niebiesko klikamy LPM i tak 3 razy aż do otwarcia.

Jest w grze jeden etap z idiotycznym wspinaniem się po linie. Nie tylko ja nie wiedziałem jak skakać podczas tej wspinaczki:



Świetna fizyka obiektów. Fajne, ruchome menu. Przyjemna zabawa modułem kinetycznym czy spowalniaczem ruchomych obiektów (stasis). 

Bardzo fajnie wyglądała maszyna obcych:


Trafiają się Irytujący przeciwnicy, w których trzeba wpakować kilka ładnych strzałów zanim padną. Są też tacy, których widok zamiast wprowadzać dreszczyk emocji wywołuje uśmiech na twarzy. Patrz: Nekromorf z trzema kręgosłupami wyrastającymi z tyłka

Norma gameplayowa jest nastepująca: Idziemy i nagle pojawia się chmara Nekromorfów w małym pomieszczeniu czy korytarzu (fightroom). Jest ciemno i ciężko się strzela bo non stop nas gady uderzają. Gra jest delikatnie rozciągnięta i „rozcieńczona” w czasie. Mogło by być krócej a intensywniej. Fabuła pisana na kolanie.

Ławki do upgrade’ów broni, kioski do wymiany kombinezonów jakoś z początku jeszcze mnie ciekawiły ale im dalej w las tym były zwyczajne nudne. Generalnie nawigacja w ławkach, w których dokonujemy ulepszeń jest jakoś nieczytelnie rozwiązana.

Raz się tylko zaciąłem w momencie jak trzeba było zmieniać położenie windy. Po prostu nie skumałem, że lokalizację docelową ustawia się strzałkami a następnie zatwierdza enterem a ja klikałem myszką.

Optymalizacja na medal.

Wiele graczy wyśmiewa „Lokalizator”, który rysuje nam linię na glebie pokazującą po prostu gdzie iść. No cóż czasami się przydawał ale generalnie mapy w DS3 jakoś skomplikowane nie są.

Reasumując. Dead Space 3 to przyzwoita gra trzymająca jakiś tam akceptowalny poziom. Graczy, którzy lubią poprzednie odsłony namawiać nie trzeba. Reszta niech lepiej ogra najpierw poprzednie części w trybie chrononologicznym.

niedziela, 18 października 2015

1/10 - Serious, Monotonous Shit




Nie podoba mi się pewien motyw. Gdy jestem w dosyć sporej odległości od stwora wyświetla się napis „E Malee”. Po naciśnięciu przycisku E jak jesteśmy w znacznej odległości niemal teleportujemy się do zwarcia z przeciwnikiem i aktywuje się finisher. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie ta duża odległość i błyskawiczne przemieszczenie. Z drugiej strony lubię od czasu do czasu wykonać finishera w postaci skręcenia karku czy wyrwania serca. 


Serious Sam 3 w mojej opinii powiela błędy poprzednich odsłon. Mamy tutaj niezwykle monotonne i prostackie poziomy. Ktoś powie ale to jest podyktowane umiejscowieniem akcji gry. Nie jest to dla mnie żadne tłumaczenie. Pukawki - słabo. Nawet mój ulubiony shotgun nie dawał mi frajdy. Feeling broni biedny. Stwory. No właśnie. Można ich naliczyć na palcach obu rąk.


Formuła gry opiera się na ciągłym eliminowaniu przesadnie dużej ilości fal przeciwników. Tak jest non stop, a to co działo się w etapie przed finalnym bossem przechodzi ludzkie pojęcie. Idziemy jakimś tunelem w górach i napier***amy przez godzinę w respawnujący się pełny wachlarz wszystkich dostępnych potworów w grze. Myślałem, że się porzygam. Po 50 minutach ciągłego strzelania powziąłem decyzję, że po prostu przebiegnę ten szlak w górach aby tylko jak najszybciej skończyć tą katorgę. 


Generalnie SS3 posysa okrutnie. Myślałem, że z biegiem czasu coś zmieni się na lepsze. Niby znalazłem jakąś rękawicę z „elektryczną lancą” ale gra nie pozostawia złudzeń. Od początku do końca jesteśmy atakowani tabunem przeciwników na mapach zaprojektowanych przez trzecioklasistę z lekkim niedorozwojem. Ileż można napie***lać do tych samych 10 przeciwników w ilości przekraczającej zdrowy rozsądek?!


Najbardziej irytował mnie ten skaczący skurwiel-kościotrup zerżnięty z Painkillera „Kleer Skeleton”:




W większej ilości potrafił napsuć krwi zważywszy, że często potrzebne było dwa strzały z Double-shotguna aby go zabić.


Kuriozalnym przeciwnikiem jest Śmigłowiec-ośmiornica „Technopolip”:




Soundtrack na jedno kopyto ale ma swoje subtelne momenty.


Ostatniego bossa nie dałem rady pokonać. Dwa strzały i death więc odpuściłem bo to nie ma sensu. Gra ma być przyjemnością. SS3: BFE nie bawił, a irytował więc ocena taka a nie inna czyli 1/10.


Syf.